Wprawdzie niespodzianki sprawić się nie udało, ale ekipie prowadzonej przez Johna Harpera i tak należą się brawa. Ludzie z Nizin nie przestraszyli się bowiem wyżej notowanego rywala i na potyczkę z aktualnymi mistrzami kraju wyszli pewni swych umiejętności.
Pierwsza akcja należała do gości, a dokładnie do Desmonda Coopera, który wykonując 90-jardowy kickoff return, dał swojej drużynie prowadzenie 7:0. To ewidentnie rozzłościło gospodarzy. Ludzie z Nizin wzięli się więc do roboty i systematycznie zdobywali kolejne jardy, czego efektem było przyłożenie i podwyższenie za dwa punkty. Warto odnotować, że w tym momencie Pantery z Wrocławia przegrywały w ligowym spotkaniu po raz pierwszy w sezonie.
Co było później? Podanie Tima Morovicka złapał Tomasz Żukowski, po czym przyłożenie zanotował Bartłomiej Trubaj, dzięki czemu Lowlanders wygrywali 14:7.
W kolejnych minutach goście ruszyli do odrabiania strat i mecz się wyrównał. Cały czas minimalnie prowadzili jednak białostoczanie, którzy w pewnym momencie znów odskoczyli przeciwnikom na 6 oczek. Przy stanie 27:21 dla graczy Johna Harpera coś w podlaskim zespole się jednak zacięło. Żółto-Czarni zatracili gdzieś swoją pewność siebie i skuteczność, co skrzętnie mistrzowie Polski wykorzystali. Od tej pory punkty zdobywali już tylko przyjezdni, przez co ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 62:27 dla Panter.
Choć pierwszy fragment rywalizacji rozbudził nadzieję na dużą niespodziankę, to koniec końców tej białostoccy kibice nie uświadczyli. Mimo to zawodnicy Lowlanders mogą być z siebie dumni, bo nie dość, że jako pierwsi zmusili wrocławian do gonienia wyniku, to na dodatek zdobyli 27 punktów, co jeszcze nikomu w obecnym sezonie przeciwko Panterom się nie udało.
Kolejnym przeciwnikiem podlaskiej ekipy będzie Seahawks Gdynia. Bój ten rozegrany zostanie 17 czerwca na terenie zespołu z Pomorza.
Lowlanders Białystok - Panthers Wrocław 27:62 (27:41)
rafal.zuk@bialystokonline.pl