Oprócz lotniska i mistrzostwa Polski dla Jagi (wice też jest spoko – historyczne chwile, emocje na poziomie Premium), w Białymstoku nie brakuje już nic. Od kiedy zamontowano mlekomaty i płatności zbliżeniowe za parking, czuję się spełnionym mieszkańcem miasta. No, może z wyjątkiem jednej kwestii, która od kilku ulewnych deszczów nurtuje większość ludzi, z radą miejską na czele. Odbyło się nawet w tej sprawie kilka debat, podczas których ustalono, że owszem, jak najbardziej, z całą mocą – należy o tym rozmawiać.
Oprócz tego, że wszyscy są zgodni co do samego faktu występowania opadów oraz konieczności reakcji, wszyscy konsekwentnie nie przechodzą do konkretów. Ustalono już, że deszcz padał i będzie padał. Nastąpił konsensus w zakresie stwierdzenia, że tunel Nila znajduje się pod wodą przy każdej lepszej okazji. Kolegialnie skonstatowano, że kanalizacja jest niedrożna i że oznacza to brak ujścia wody. Przegłosowano nawet, że tak być nie powinno. I tyle.
Jak znów zacznie lać, miejmy świadomość, że temat jest pod bacznym okiem, i uwaga wszystkich służb skierowana jest na wszystkie rwące potoki alei Piłsudskiego, Branickiego i Miłosza. W mieście panuje całkowita świadomość, że kolejne powodzie mogą nastąpić. I pamiętaj – wysiadając na środku Solidarności z zalanego do połowy szyb auta albo płynąc wpław za uciekającą tablicą rejestracyjną: nie ma zgody na tak ulewne deszcze! Może przyjdzie kiedyś nawet taki czas, że oprócz mówienia, ktoś zacznie coś robić. Trzymajmy kciuki!
Z drugiej strony:
Niezgrabnie byłoby napisać: "sorry, taki mamy klimat". Ale trochę tak właśnie jest. Wczoraj znów lało. Trudno winić kogoś za wszystkie kataklizmy tego świata. Sytuacje nadzwyczajne się zdarzają i nie ma co bić piany przy każdej okazji. I tak służby robią co mogą, żeby podczas i po ulewie kierowcy i piesi bezpiecznie dotarli do domów. A to, że od kilku lat leje niemiłosiernie, zalewając w ciągu kilkunastu minut całe miasto, nie zawsze da się przewidzieć i nie zawsze da się temu przeciwdziałać.
Może i można zrobić jeszcze więcej. Można rozdłubać kanalizację i zbudować ją od nowa. Można rozebrać most Nila, albo go zamknąć po prostu. Wydaje się, że na czas kataklizmu nie ma dobrego rozwiązania. A jeśli jest, przydałoby się może jedynie trochę dobrej woli ze strony wszystkich grup odpowiedzialnych za nasze miasto. Na żywioł nie ma chyba jednak dobrego lekarstwa, tak sobie myślę...
Wczoraj znów lało. Nie aż tak, żeby zalać samochód, na szczęście. Ale Białystok nie jest niezatapialny. Czy może taki być? Nie wiem. Ci, co wiedzą, siedzą cicho. Trzeba się chyba cieszyć, że huragany nas raczej omijają, tsunami stosunkowo mało prawdopodobne, pożary lasów równikowych w bezpiecznej odległości, najbliższy czynny wulkan na Sycylii, a trzęsienia ziemi nie było od 1443 r. W tym kontekście, fakt, że nie jesteśmy niezatapialni, to chyba tak zwany mały pikuś...
24@bialystokonline.pl