W jego ramach pokazano pięć filmów: "Trzecia część nocy", "Na srebrnym globie", "Błękitna Nuta", "Opętanie" i "Wierność". Białystok jest jednym z sześciu miast, które gości festiwal. Pretekstem do spotkania z wybitnym reżyserem i scenarzystą (na koncie ma 12 filmów pełnometrażowych i 2 krótkie) oraz pisarzem (autor 24 książek i licznych artykułów) było też wydanie wywiadu-rzeki z artystą. Jest on najlepiej sprzedającą się książką o polskim kinie od 20 lat. Z Żuławskim można było porozmawiać wieczorem w klubie Rejs.
Kino "tańczy" rzeczywistość
Spotkanie w kameralnym gronie (uczestniczyło w nim około 40 osób) było okazją do rzeczowej dyskusji o twórczości Żuławskiego i sztuce w ogóle. - Literatura, która nami wstrząsa, to literatura "prokuratorska", m.in. "Zbrodnia i kara" czy twórczość Żeromskiego. Ona boleśnie mówi prawdę o nas. Jest czasem niemiła, ale porusza. Natomiast kino służy do tego, by było nam troszeczkę milej, lepiej. Nawet w filmie drapieżnym na końcu tunelu jest światełko - mówił reżyser. - Dlatego uważam, że kino jest "adwokatem" rzeczywistości, a literatura jego "prokuratorem".
Kino nie jest wykute w marmurze
Żuławski porównał kino do mody. - Filmy, które dziś uważamy za ciekawe, za kilka lat będą nas nudziły. Potem może do nich wrócimy - mówił. - Kiedyś kochałem Bergmana i Felliniego. Chcę ich zachować w pamięci jako wspaniałych artystów. Dziś nie jestem w stanie oglądać ich filmów. Może to się zmieni za 5, 10 lat - przyznał. W ten sposób tłumaczył renesans filmów Różewicza. Coraz większe jest też zainteresowanie twórczością samego Żuławskiego. - Może te filmy dojrzały, a może ludzie dojrzeli? - zastanawiał się reżyser.
Masłowska postrachem reżyserów
Nie zabrało pytań o kondycję polskiego młodego kina. Syn Żuławskiego, Xawery reżyseruje film na podstawie książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", jeden z najbardziej oczekiwanych polskich obrazów. - Na tej książce połamało sobie zęby wielu wybitnych reżyserów, bo nie umiało napisać scenariusza. Siłą tej książki jest ekspresja, słowotok, inwencja słowna - podkreślił Żuławski. - Tam się w gruncie rzeczy nic nie dzieje. Tylko to "nic", które się dzieje gdzieś w Wejherowie w blokowisku Masłowska opisuje tak, że można z wrażenia spaść z krzesła. Jak czytałem tę książkę to się szczerze śmiałem i szczerze też płakałem.
Nie ma hipotetycznego widza
Żuławski przyznał, że traktuje swoich widzów z odpowiednim szacunkiem, jak partnerów. Kiedyś producent w Ameryce pokazał mu wzór uśrednionego widza. To był młody, bezrobotny Murzyn biorący zasiłek od państwa, który ma duże szanse zakończyć życie z kulką w głowie. Reżyser uważa, że taki wzór hipotetycznego widza nie istnieje.
Nowy film
"Wierność", ostatni swój film, Żuławski nakręcił 8 lat temu. Czy planuje powrót do kina? - Napisałem nowy scenariusz o Polsce, o sprawach głęboko leżących mi na sercu. Uparłem się, by zrealizować go w Polsce. Jednak tutaj nie dają mi pieniędzy, bo jestem postacią kontrowersyjną - opowiadał. - Najprawdopodobniej do współpracy trzeba będzie zaprosić producenta zachodniego.
Przegląd filmów Żuławskiego i spotkanie z artystą zorganizował Klub Krytyki Politycznej w Białymstoku.