Dzisiaj Niemen jest jeszcze szerszy, wokół niego kilka chatek. Ruiny dworu właściciela Miniewicz i grób Jana i Cecylii przypominają, że tu się coś wielkiego wydarzyło. Tylko co?
"Niemy Niemen" to świadectwo o zapomnianych miejscach i bohaterach, jej autor - Robert Pawłowski dokonał tytanicznej wręcz pracy, jeżdżąc, odwiedzając dawne ziemie polskie, dokumentując, odgrzebując historię dotyczącą powieści Elizy Orzeszkowej "Nad Niemnem".
Skąd pomysł na książkę i podróż tam?
- Bardzo dużo razy podróżowałem nad Niemen. Jestem z wykształcenia historykiem, aczkolwiek nieczynnym, jak powtarzam. Ale zamiłowanie zostało. Lubię wracać do tych ziem, które nazywam "utraconymi", bo to żadne kresy. Jeżeli popatrzymy na Grodno, to było bliżej do stolicy niż do granicy. To jest około 280 km. Pochodzę z pogranicza, moja rodzina jest pochowana w Sopoćkiniach. Tam jest Mikaszówka także, Stalin rozdzielił te parafie [Mikaszówka jest obecnie w Polsce, a Sopoćkinie na Białorusi - przyp. red.]. Zawsze mnie to intrygowało. Orzeszkowa miała nazwisko Pawłowska, chociaż nie jesteśmy spokrewnieni. Jak się pojedzie tam, nad Niemen, to człowiek zakochuje się w tych miejscach, w tych ludziach. Oni oddają to ciepło, to co zostało. Jesteśmy narodem, który zapomina o swoich korzeniach, o swoim dziedzictwie. A przecież wiele znanych osób pochodzi z tych ziem utraconych. Emilia Plater, Maria Konopnicka, Eliza Orzeszkowa, Witold Pilecki, Adam Mickiewicz, Stanisław Moniuszko, Tadeusz Rejtan, Franciszek Karpiński, Juliusz Słowacki, Mikołaj Rej. Wszyscy są z tych ziem. Po nich zostało ogromne dziedzictwo, niestety, to się niszczy.
Kiedy zaczął Pan interesować się tymi obszarami?
- Jak dowiedziałem się, że grób Jana i Cecylii istnieje naprawdę, że kurhan powstańców istnieje naprawdę, że Korczyn istniał. Pojechałem tam. Znajomy z Grodna spytał mnie, czy widziałem dom Janka Bohatyrowicza? Zdziwiłem się mocno. Eliza Orzeszkowa zmieniła nazwiska bohaterów, bo pisała swą powieść w dobie caratu i cenzury. Ona nie napisała ani jednego słowa o Powstaniu Styczniowym, a cała książka jest przecież o Powstaniu, dlatego przeszło to przez cenzurę. Nie mogła nazwisk dokładnych umieścić. Zatem pozmieniała te nazwiska. Dowiedziałem się, że oni żyli i zostali okrutnie potraktowani przez Sowietów. Jana Bohatyrowicza zamordowano poprzez ukamieniowanie w 1939 r. i zakopano go w dole śmierci.
Co dalej działo się z bohaterami?
- Rodzinie udało się uciec, wyjechali do Polski ludowej, Aldona Dierżyńska, siostra Feliksa bardzo im pomogła. Odnalazłem tych potomków, mieszkają w Kielcach.
Wydaje mi się, że Orzeszkowa w Polsce jest nieco "przykurzona", zapomniana...
- Orzeszkową bardzo kochano w Grodnie. My mamy wyobrażenie takie, że jest to starsza, grubsza pani. To była bardzo dobra osoba, pomagająca innym. Organizowała wigilię dzieciom, bez względu na pochodzenie, zapraszała dzieci z różnych nacji. Tak ją lubiono w Grodnie, że jak zachorowała, a przy jej domu była wybrukowana droga, więc mieszkańcy, aby wyciszyć hałas ułożyli na niej słomę. Na jej pogrzeb przyszło 15 tys. ludzi, to była wręcz demonstracja. A władze carskie zakazały dzieciom ze szkół iść na pogrzeb.
Historia tych ziem utraconych jest fascynująca, jednak trudno szukać jej w szkole, prawda?
- Jesteśmy wychowywani w duchu oderwania od naszych korzeni. Dzieci na Litwie, w polskiej szkole im. Adama Miciewicza w Wilnie np. jeżdżą nad Jezioro Świteź i tam we wrześniu kąpią się w nim, mając tym samym chrzest. Świteź jest to jedyne jezioro, gdzie można czytać chmury. Ma też legendę, że jest drugie dno w tym jeziorze, że jest tam zatopione miasto. Orzeszkowa podobnie. My w Polsce nic o niej nie wiemy. Jest to wina systemu edukacji. To tam jest nasze dziedzictwo. Przecież Orzeszkowa była dwa razy nominowana do Nagrody Nobla, raz przegrała z Sienkiewiczem, a drugi raz ze szwedzką pisarką – Selmą Lagerlöf.
Jaki klimat panuje w tych miejscach dzisiaj?
- Niesamowity. Dlatego chcę ożywić ten temat.
"Niemy Niemen"? Dlaczego taki tytuł?
- Niemen milczy. To była arena, miły zakątek, gdzie całe życie się działo. Mnóstwo ludzi się spotykało, to było takie swoiste centrum miasta. Niemen był centrum znajomości, miłości, zabawy, także żywił ludzi. Cały czas trwało życie. Dziś jak się pojedzie nad Niemen, to tylko kilku wędkarzy się znajdzie, nie ma już życia tam. Niemen skończył się w '45 r. Jest teraz niemy. Mam nadzieję, że kiedyś się odezwie.
W piątek (2.07), o godz. 18:00 odbędzie się spotkanie z Robertem Pawłowskim w Podlaskim Instytucie Kultury.
SZCZEGÓŁY SPOTKANIA Z AUTOREM
anna.kulikowska@bialystokonline.pl