Po raz kolejny ulicami Białegostoku przeszedł Marsz Dla Życia i Rodziny. Udział w nim wzięło kilkuset mieszkańców miasta - w tym małe dzieci. O godzinie 13.30 pod kościołem św. Rocha zebrali się uczestnicy. Najmłodsi dostali baloniki, dorośli sztandary, chorągiewki czy plansze z hasłami typu "stop aborcji", "stop gender", "stop dewiacjom" itp.
Zebrani po odmówieniu wspólnej modlitwy przeszli ulicami: Lipową, Liniarskiego, placem NZS, Skłodowskiej-Curie, Legionową, poprzez rondo Lussy, aż do placu przed Teatrem Dramatycznym. Tam odbyło się uroczyste zakończenie.
- Każdy prawdziwy katolik powinien tu być. Dzisiaj się ludziom w głowach poprzewracało, jak można domagać się, żeby legalnie zabijać dzieci? My się temu całkowicie sprzeciwiamy i głośno o tym mówimy. Do czego ten świat zmierza, to jest nie do pomyślenia. Stop aborcji, stop zabijaniu. Człowiek nie ma prawa decydować o tym - kto ma żyć, a kto umrzeć - mówi Maria Pietrasz, uczestniczka marszu.
Podczas przejścia uczestnicy skandowali m.in. "politycy - czy słyszycie? Chrońcie dzieci, chrońcie życie" oraz "od stuleci każdy Polak chroni dzieci!". Wiele osób wysoko podnosiło swoje plansze i machało nimi.
W trakcie wydarzenia do puszek były zbierane pieniądze, które zostaną przeznaczone potrzebującym niemowlakom:
- Chodzi głównie o ochronę życia dzieci nienarodzonych, wspomaganie kobiet, które wahają się nad dokonaniem aborcji. Często takie kobiety są pod presją, potrzebują jakiejś pomocy psychologicznej i pieniężnej. Dlatego dziś zbieramy z Fundacji Bractwa Małych Stópek pieniądze na pieluchy, które trafią do dzieci uratowanych od aborcji – mówi Katarzyna Buczyńska.
Wiele osób widzących przemarsz przyglądało mu się z zainteresowaniem.
- Każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów. Dziś wszyscy je manifestują, to chyba takie czasy - mówi Karolina Gut z Białegostoku. - Mi osobiście nie przeszkadzają homoseksualiści, ale jestem przeciwniczką aborcji. Jednak nie dla mnie takie marsze i okrzyki.
justyna.f@bialystokonline.pl