Podszywał się pod klientów
W piątek (13.04) przed Sądem Okręgowym w Białymstoku ruszył proces prezesa oraz dyrektora ds. sprzedaży jednej z białostockich spółek. Mowa o firmie z branży pożyczkowej. Mężczyzna jest oskarżony o to, że przez ponad rok (od kwietnia 2014 do maja 2015 r.) przywłaszczył ponad 700 tys. zł ze szkodą dla wspomnianego przedsiębiorstwa.
Wprowadzał on do systemu informatycznego spółki umowy pożyczkowe i jednocześnie zamieszczał w nich fikcyjne dane rzekomych pożyczkobiorców (korzystał z generatora peseli znajdującego się w internecie). Ponadto w jednym przypadku posłużył się autentycznymi danymi (zaciągnięcie zobowiązania potwierdziła tylko jedna kobieta, przy czym nie wiedziała, że podpisano umowę także w imieniu jej męża, który nie żyje od 5 lat).
Ogólnie chodzi o ponad 200 umów. Oskarżony wydrukował 83 z nich i złożył na dokumentach podrobione podpisy. Dzięki temu na jego konto trafiały pieniądze z rachunków firmy dla której pracował. Następnie mężczyzna wypłacał je w bankomatach, które znajdują się na terenie Warszawy, Sokołowa Podlaskiego, Hajnówki, Zambrowa, Mińska Mazowieckiego, Ostrowi Mazowieckiej, Pułtuska, Ostrołęki, Pisza i Kolna.
Częściowo w procederze uczestniczyła też podległa mu pracownica, jednak - jak twierdzi oskarżony - nie miała ona świadomości, że bierze udział w przestępstwie. Rola kobiety polegała na tym, że także ona wprowadzała do systemu umowy na podstawie danych, które otrzymała od przełożonego, a część pieniędzy trafiła na jej rachunek. Środki te wypłaciła i przekazała oskarżonemu.
Potrzebował pieniędzy na spłatę długów
Mężczyzna przyznał się do zarzucanego mu czynu. Nie chciał jednak składać wyjaśnień, więc sędzia odczytał to, co mówił on jeszcze przed procesem:
- Chcę wyjaśnić, że zdaję sobie sprawę z tego, że moja działalność była niezgodna z prawem i bardzo tego żałuję. Jest mi wstyd. Wynikało to z ówczesnej, bardzo trudnej sytuacji. Miałem wówczas bardzo dużo różnego rodzaju zobowiązań, głównie wynikających z kredytów, tzn. z niespłaconych kredytów. W toku było już kilka postępowań komorniczych. Miałem także kredyt hipoteczny we frankach. Wtedy frank bardzo poszedł do góry. Z drugiej strony zarabiałem naprawdę nieduże pieniądze. Przez dłuższy czas nie otrzymywałem w ogóle żadnego wynagrodzenia. Głównie były to kwoty rzędu 1,5 tys. zł. Uzyskane z tych fikcyjnych pożyczek pieniądze przeznaczałem w części na spłatę zaległości, a w części na uregulowanie tych pożyczek.
Były prezes chce dobrowolnie poddać się karze. Wniósł o 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. Miałby też być objęty dozorem prokuratora. Przy czym za czyn, o który jest on oskarżony, można trafić do więzienia na nawet 10 lat.
Wszystko się wydało
W piątek sąd przesłuchiwał świadków. Była wśród nich kobieta, która współpracowała z oskarżonym. Zeznała, że na początku ich współpraca układała się bardzo dobrze, później jednak, kiedy 40-latka zaczęła analizować dokumenty, zauważyła, że 99% umów to dokumenty zawarte przez mężczyznę i zgłosiła to radzie nadzorczej. Poza tym do firmy zaczęły wracać wezwania do zapłaty. Okazywało się, że adresy, pod które zostały wysłane, są nieprawidłowe, a podane przez pożyczkobiorców numery telefonów nie istniały. Władze przedsiębiorstwa zapytały dyrektora o pożyczkobiorców, wyjaśniał, że są to osoby, które zna i zapewniał, że spłacą one zobowiązania.
Kobieta podała, że oskarżony jest obecnie winny firmie prawie 200 tys. zł. Obecnie pracuje on dorywczo.
dorota.marianska@bialystokonline.pl