Był 10 lutego 2017 r. Na terenie ogródków działkowych w Łapach zginęła kobieta. O zabójstwo 54-latki prokuratura oskarżyła jej kuzyna. Miał on dusić swoją krewną, zaciskając rękami szalik wokół szyi kobiety. Śledczy twierdzą, że doprowadziło to do gwałtownej śmierci na miejscu zdarzenia.
Natomiast teraz sprawą zajął się białostocki sąd. 64-latek pojawił się na pierwszej rozprawie i złożył zeznania:
- Nie było to abolutnie planowane. To był zbieg nieszczęśliwych okoliczności. Nie przyznaję się do zabójstwa, przyznaję się do przyczynienia się (do śmierci – przyp. red.). Przyznałem się do tego, że przytrzymywałem szalik, ale nie było najmniejszego zamiaru, żeby ją pozbawić życia. Bo po co?
Okarżony opowiedział, że spotkał się z pokrzywdzoną, bo miała mu ona przekazać listy. Twierdził, że była pijana i zażądała za oddanie korespondencji 3 tys. zł. Natomiast kiedy usłyszała, że pieniędzy nie dostanie, miała się zdenerwować, postraszyć "że zrobi z nim porządek" oraz wyzywać go.
Poza tym jeszcze przed procesem mężczyzna tłumaczył, że kobieta rzuciła się na niego, a on chciał ją powstrzymać, dlatego zacisnął szalik i trzymał go w takim stanie 2-3 min. Zgodnie z relacją 64-latka kuzynka się nie broniła, nie wydawała żadnych odgłosów, nie była bita. Jednocześnie jednak - jak wtedy przyznał - zdawał sobie sprawę z tego, że może ją udusić.
- Ona miała szal na szyi. Ja odruchowo chwyciłem i przytrzymałem za końcówki szalika. Ja źle zrobiłem, że nie puściłem tych końcówek. Odruchowo użyłem całej siły. Zobaczyłem, że leży nieruchomo, trąciłem ją w ramię, nie reagowała. Wyszłem. Nie próbowałem udzielić żadnej pomocy. Byłem w takim stresie, że nie myślałem. Dopiero potem, jak pochodziłem po mieście, ochłonąłem i zgłosiłem się na komendę - wspominał na pierwszej rozprawie mężczyzna.
Na następnym posiedzeniu sąd przesłuchiwał będzie świadków.
dorota.marianska@bialystokonline.pl