Jagiellonia Białystok po remisie z Cracovią już na 100% jest pewna utrzymania w PKO Ekstraklasie. Nie oznacza to jednak, że w 34. serii zmagań podlaski zespół nie ma o co grać. Żółto-Czerwoni wciąż walczą bowiem o jak największy zastrzyk gotówki do klubowej kasy. W tej chwili podlaski zespół plasuje się na lokacie numer 12, ale, gdyby Jaga ukończyła zmagania np. 2 oczka wyżej, to budżet drużyny wzbogaciłby się o dodatkowe kilkaset tys. złotych.
- Po tym, jak zapewniliśmy sobie utrzymanie, w głowach jest inaczej. Nie ma co ukrywać, w ostatnim czasie na zespole, klubie i trenerach ciążyła duża presja, więc teraz dużo łatwiej podchodzi się do takiego meczu. Spadek z ligi nam nie grozi, ale czeka nas wielki mecz, na trybunach zasiądzie wielu kibiców Lecha. Będę to powtarzał, że naszym celem zawsze będzie wygrana. W taki sposób chcemy grać i tak samo jesteśmy nastawieni w kontekście najbliższego meczu - mówi Adrian Siemieniec, szkoleniowiec Jagiellonii.
Choć do przedłużenia kontraktu jeszcze nie doszło, wszystko wskazuje na to, że młody trener poprowadzi Dumę Podlasia także w kolejnym sezonie. Cel postawiony przed Siemieńcem został bowiem zrealizowany.
- Przy podpisywaniu kontraktu jasno mi przekazano, że wszystko zależy ode mnie. Przed nami rozmowy i wierzę, że klub nadal będzie mi ufał, a także pozwoli popracować z drużyną. Ja chcę pracować dla drużyny i klubu, a decyzje podejmują prezesi. Wiem, że kadra się zmieni, ale ja nadal chcę tutaj być. W pracy trenera trzeba sobie na coś zapracować. Ja w Ekstraklasie wygrałem 3 mecze, 2 zremisowałem i 2 przegrałem. Nie jest to jakiś nadzwyczajny bilans, szczególnie patrząc na serie Górnika czy Zagłębia to trochę nam do nich brakuje. Ja dopiero buduję swoją pozycję na rynku. Wiem, że narzędzia mogą być inne, są trudności w zawodzie. Inni trenerzy mają jednak gorsze narzędzia i jakoś sobie radzą - podkreśla 31-latek.
Zaplanowane na sobotę (27.05) na godz. 17.30 starcie pomiędzy Lechem a Jagiellonią obejrzy z wysokości trybun niemal 40 tys. widzów. Szykuje się więc piłkarskie święto, które Duma Podlasia spróbuje miejscowym fanom popsuć. Oczywiście faworytem spotkania są gospodarze, ale Żółto-Czerwoni, nie licząc dwóch najświeższych pojedynków, w ostatnim czasie dobrze radzili sobie w rywalizacji z Kolejorzem.
- Nie można przejść obok tego meczu, aby nie zdarzyło się to, co niedawno przeżyliśmy w Warszawie. Lecha nie można lekceważyć, ale nie można się go też bać. Górnik i Zagłębie udowodniły, że da się wygrać także na stadionie przy Bułgarskiej. Lech ma dobrych zawodników ze swoim stylem grania. Oni lubią dominować u siebie, ale mają słabsze strony, które zechcemy wykorzystać - mówi Taras Romanczuk, kapitan Jagiellonii.
A jak wygląda sytuacja kadrowa Dumy Podlasia przed ostatnim ligowym akordem? Podczas domowej potyczki z Cracovią z problemami zdrowotnymi borykali się Miłosz Matysik oraz Zlatan Alomerović, jednak jest szansa, że obu tych piłkarzy w Poznaniu zobaczymy. Matysik trenuje bowiem z zespołem normalnie, a Serb bardzo intensywnie walczy o to, by uporać się ze stłuczonym mięśniem i również wspomóc kolegów na boisku.
rafal.zuk@bialystokonline.pl