Białostoczanie walczą do końca
Duma Podlasia w poprzedniej kolejce zagrała kapitalną drugą połowę podczas rywalizacji z Piastem Gliwice, jednak w tamtym spotkaniu Jagiellończycy wywalczyli tylko punkt. W 14. kolejce PKO Ekstraklasy Żółto-Czerwoni bardzo dobry poziom prezentowali jeszcze dłużej, ale znów pojedyncze błędy zadecydowały o tym, że komplet oczek na konto białostoczan nie wpadł. W kluczowych momentach drużynie zabrakło też skuteczności.
- Dobrze rozpoczęliśmy to spotkanie, a później w nasze poczynania wkradł się brak koncentracji. Końcowe 20 minut pierwszej połowy upłynęło pod znakiem przewagi Śląska zakończonej bramką. Mogliśmy się przy niej lepiej zachować, zwłaszcza, że mieliśmy dużą przewagę liczebną w polu karnym. Sporo miejsca i czasu poświęciliśmy Exposito, który i tak strzelił nam gola. Jeśli chodzi o drugą połowę, to nie przypominam sobie, żeby ktoś we Wrocławiu tak bardzo narzucił Śląskowi swoje warunki gry, jak my po przerwie. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale wracamy z poczuciem dużego niedosytu. Wiem, że wyrównaliśmy w ostatniej akcji meczu i ktoś powie, że powinniśmy się cieszyć z punktu. Niemniej mieliśmy co najmniej trzy bardzo dobre sytuacje na 2:1. Był słupek, główka Bartka Kwietnia i jeszcze jedna okazja Bojana Nasticia. Piłka po którejś z tych sytuacji musi wpaść do bramki. Jeśli prowadzilibyśmy 2:1 z pewnością otworzyło by się więcej miejsca - mówił po piątkowym spotkaniu Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii.
Tak naprawdę po bojach z Piastem i Śląskiem dorobek punktowy Podlasian powinien się zwiększyć o 6 punktów, co sprawiłoby, że Jaga pukałaby do ligowej czołówki. Tylu oczek jednak nie ma, przez co Żółto-Czerwoni nadal znajdują się w środku stawki.
- Szacunek dla zespołu za grę do końca. To jest już drugi mecz, w którym wyrównujemy w doliczonym czasie gry. Uważam, że po tych spotkaniach powinniśmy mieć 6 punktów, a mamy 2. Jeżeli chodzi o grę, to widzę po zmianie ustawienia duży plus. Liczba stwarzanych przez nas sytuacji jest większa. Z tego się bardzo cieszymy. Zachowaliśmy duży spokój. Taki mecz, jak ten z Piastem Gliwice, pomaga, pozwala przypomnieć drużynie pewne rzeczy. Dzisiaj szczególnie zwróciłem zawodnikom uwagę na koncentrację. Dobrze zaczęliśmy to spotkanie, kontrolowaliśmy je, choć bardzo nie lubię tego słowa, widzieliśmy, jak się zakończyło. Chcieliśmy podejść wyżej, zagrać odważniej pressingiem. Wiedzieliśmy, że będziemy stwarzać sobie sytuacje. Chciałem, żeby była większa odpowiedzialność za piłkę, żebyśmy grali cierpliwie. Znaliśmy atuty Śląska, ale równocześnie wiedzieliśmy, gdzie możemy szukać sytuacji. Fajnie, że w drugiej połowie to przyniosło efekt - dodał opiekun białostoczan.
Żal do arbitra
Po zremisowanym meczu głos zabrał także szkoleniowiec gospodarzy, który, przy podsumowaniu spotkania, był bardzo oszczędny w słowach.
- Pierwsza połowa była dobra, druga w wykonaniu Śląska słaba. Wynik meczu 2:2 - oznajmił Jacek Magiera.
Trener wrocławian na konferencji prasowej odpowiedział też na kilka pytań. Jedno z nich dotyczyło sędziowania.
- Faul Israela Puerto to nie był atak na piłkę. To była sytuacja, gdzie można było zrobić Mateuszowi Praszelikowi poważną krzywdę. To był faul zagrażający zdrowiu zawodnika. Z boiska wydawało mi się, że powinna być za to czerwona kartka. Po obejrzeniu powtórki tym bardziej uważam, że to jest czerwona kartka i nie mogę zrozumieć decyzji arbitra. Druga sytuacja dotyczy 91. minuty. Faul na Exposito pod polem karnym przeciwnika, brak gwizdka i strata gola. Dostaliśmy informację, że nie możemy wrócić do tamtej sytuacji, bo to już jest inna akcja. Uważam, że zostaliśmy dwukrotnie skrzywdzeni, natomiast mam też duże pretensje, że tak, a nie inaczej, zagraliśmy w ostatnich minutach. Można było bardziej szanować piłkę, a nie tracić ją głupio w środku pola - stwierdził szkoleniowiec gospodarzy.
Po przerwie na mecze narodowych reprezentacji Jagiellonia zagra u siebie z Wisłą Kraków, natomiast Śląsk uda się do Szczecina na starcie z Pogonią.
rafal.zuk@bialystokonline.pl