Zremisowali, ale mentalnie są zwycięzcami
Podnieść się z wyniku 0:3, w dodatku na stadionie Lecha, to duża sprawa. Adrian Siemieniec znów pokazał, że stworzony przez niego zespół jest naprawdę mocny i ma wiarę we własne umiejętności, która potrafi czynić cuda. Po meczu z Kolejorzem szkoleniowiec Żółto-Czerwonych czuł więc dumę z powodu postawy swych podopiecznych.
- Wchodząc na salę konferencyjną, otrzymywałem gratulacje, ale przecież nie ma czego gratulować, przecież nie wygraliśmy. Na pewno jednak czujemy się takimi mentalnymi zwycięzcami, więc chciałbym pogratulować drużynie. Nie wygraliśmy, ale nie przegraliśmy w momencie, kiedy było już 0:3 i miało to miejsce na stadionie w Poznaniu. Uważam, że z tak jakościową drużyną, z tak dużym klubem, w takim momencie - to duża sprawa. Straciliśmy trzy gole, więc nie ustrzegliśmy się błędów, ale mentalnie zwyciężyliśmy i jestem dumny z tej drużyny, że się nie poddała i walczyła do końca. Przed meczem nie szanowałbym tego punktu, bo przyjechaliśmy tu wygrać. Zdawaliśmy sobie sprawę ze skali wyzwania, ale nie chcieliśmy podchodzić z kompleksem do przeciwnika. Oczywiście w tym momencie mówimy o tym, że zremisowaliśmy mecz na Lechu Poznań, gdy przegrywaliśmy 0:3, więc nie byłbym wiarygodny, gdybym powiedział, że się nie cieszymy - oznajmił trener Jagiellonii.
Druga część spotkania była w wykonaniu Jagi naprawdę dobra, lecz pierwsza niekoniecznie, bo białostoczanom przydarzały się liczne błędy indywidualne. Jak jednak zaznacza opiekun Żółto-Czerwonych, każdy ma prawo do chwili słabości.
- Pierwsza połowa nie była najlepsza w wykonaniu mojej drużyny, ale czy my też mamy prawo rozegrać słabsze 45 minut? Mamy. Zagraliśmy słabsze 45 minut, a z czego to wynikało, to dopiero będziemy analizować. Na pewno popełniliśmy błędy, a Lech z zimną krwią z nich skorzystał. Każdy nasz minimalny błąd w rozegraniu piłki kończył się bramką. My jednak nie zejdziemy z tej drogi, bo wierzymy w tę pracę, którą wykonujemy i sposób gry, który prezentujemy. Chcemy być konsekwentni i cieszę się, że dzisiaj ta idea obroniła się na boisku - powiedział Siemieniec.
Kontuzjowany jest Imaz, kontuzjowany jest Pululu
Trener Jagiellonii na pomeczowej konferencji prasowej został też zapytany o stan zdrowia Afimico Pululu. Przypomnijmy, że napastnik podlaskiego zespołu w 80. minucie musiał opuścić murawę z powodu poważnie wyglądającego urazu.
- Jesteśmy chwilę po meczu. Na razie są tylko wstępne diagnozy, więc na ten moment nie jestem w stanie nic powiedzieć. Po powrocie do hotelu swoimi metodami będziemy diagnozować Afiego i zobaczymy, jak to będzie wyglądać w kontekście starcia z Pogonią - stwierdził szkoleniowiec Jagi.
Zejście Pululu sprawiło, że szansę debiutu otrzymał Vinicius. Dodatkowo na ostatnie minuty starcia wprowadzony został też Damian Wojdakowski, czyli kolejny piłkarz z III-ligowych rezerw Dumy Podlasia.
- Nikt nie znajdzie się w pierwszej drużynie, jeżeli na to nie zasługuje. Damian Wojdakowski i Vinicius to jedni z wyróżniających się zawodników rezerw, więc dostali szansę, zwłaszcza że chcieliśmy dysponować większą liczbą graczy ze względu na dwa mecze wyjazdowe w tym tygodniu i brak powrotu do Białegostoku - zakończył swą wypowiedź Adrian Siemieniec.
Oczywiście wtorkową rywalizację skomentował również trener gospodarzy.
- Kiedy prowadzisz 3:0 na własnym stadionie, zwłaszcza przeciwko tak dobrej Jagiellonii, to nie mamy prawa tego nie wygrać, a to się przydarzyło. Mamy duży szacunek do przeciwnika, bo prezentuje się dobrze, ale jednak graliśmy dziś u nas w domu. Oczywiście wiemy, że to nie powinno się wydarzyć, ale przydarzyło się przez indywidualne błędy, które popełniliśmy. Nawet przy naszym prowadzeniu 3:0 to nie był taki mecz, kiedy byłbym spokojny. Siedziałem przy ławce i cały czas atmosfera była napięta. Nasi przeciwnicy mieli większe posiadanie piłki, to nie zdarza się często na naszym stadionie, w zasadzie prawie nigdy się nie zdarza. Nie jest porażką remis, ale prowadząc 3:0, to czujemy się jakbyśmy przegrali - powiedział John van den Brom, szkoleniowiec Lecha.
rafal.zuk@bialystokonline.pl