Wysłano już prawie 2 tys. zawiadomień
System zarządzania ruchem działa od czerwca. Specjalne kamery na pięciu największych białostockich skrzyżowaniach rejestrują kierowców, którzy przejeżdżają na czerwonym świetle. Mimo że mówiło się o tym od dawna, mandaty zaczęły przychodzić dopiero od kilku tygodni.
- W połowie września straż miejska otrzymała ponad 26 tys. zarejestrowanych zdarzeń, do tej chwili przeanalizowano ich około 5 tys. i około 1,8 tys. zawiadomień zostało wysłanych do właścicieli pojazdów – mówi rzecznik prasowy straży miejskiej Joanna Szerenos–Pawlicz.
Kierowcy, którzy przejechali na czerwonym świetle, mogą spodziewać się kary do 500 zł i 6 punktów karnych. Wraz z zawiadomieniem otrzymują zdjęcie ze zdarzenia. Po przyjściu do straży miejskiej mogą także obejrzeć nagranie z momentu, gdy dokonali wykroczenia.
- Dotychczas wystawiliśmy 260 mandatów. Każdy ma prawo do odmowy przyjęcia mandatu. W takiej sytuacji sprawa jest kierowana do sądu. Dotychczas takich zdarzeń, z tego co wiem, nie było wiele – informuje Szerenos–Pawlicz.
Straż miejska może posługiwać się takimi urządzeniami jak system zarządzania ruchem do końca bieżącego roku. Od przyszłego roku ich obsługą zajmie się Inspekcja Transportu Drogowego.
- Co z tymi zarejestrowanymi zdarzeniami do końca roku będzie się później działo, tego jeszcze nie wiemy, trwają jeszcze dyskusje na ten temat w ministerstwie – mówi rzecznik SM. – Czy dalej straż miejska będzie kontynuowała to, co zostało zarejestrowane, czy też przejmie to w spadku ITD, tego jeszcze nie wiemy – dodaje.
Potwierdza to prezydent miasta Tadeusz Truskolaski:
- W 2017 roku prawdopodobnie mandatami za przejazd na czerwonym świetle zajmie się ITD - mówił.
Truskolaski zaznaczył, że sprawy kontrowersyjnych mandatów nie będzie komentował, bo na ich wystawianie nie ma żadnego wpływu - to sprawa straży miejskiej.
Kierowcy nie są zadowoleni
Z wysyłanych zawiadomień nie są zadowoleni właściciele pojazdów. Oburza ich to, że otrzymują zawiadomienia ze zdarzeń sprzed kilku miesięcy, przez co nie są wstanie wskazać, kto w danym momencie dokonał wykroczenia (z samochodów często korzystają też inni członkowie rodziny).
- Przecież to było 4 miesiące temu. Skąd człowiek ma pamiętać, kto wjechał, czy ja, czy mąż? Żeby to był tydzień, to można byłoby ustalić kto jechał samochodem. Powinno się jakoś skrócić ten termin. Zdjęcie też nie jest czytelne – mówi Elżbieta Radziewicz.
Kierowcy uważają też, że zanim miasto zamontuje tego typu system, powinno zainwestować w tzw. "sekundniki", pokazujące za ile sekund zmieni się światło. Dzięki temu kierowca wiedziałby, czy zdąży spokojnie przejechać, czy ma rozpocząć hamowanie.
Zgadzają się z nimi białostoccy taksówkarze, którzy uważają, że system może skrzywdzić wielu niewinnych kierowców.
- Ja nie dostałem jeszcze mandatu, ale niektórzy moi koledzy mają już zawiadomienie i pójdą do straży miejskiej się wykłócać. Bo podobno wysyłają nawet jak ktoś przejedzie na "pomarańczowym" – mówi taksówkarz Marek Kasperczuk. – Ile razy teraz się widzi, jak ktoś nagle hamuje, bo boi się pewnie, że mu zaraz mandat wyślą. To niebezpieczne i pewnie jeszcze trochę i będą wypadki. Sekundniki faktycznie by się przydały, w wielu miejscach człowiek był widział jak działają i to jest naprawdę duże ułatwienie – dodał.
Kamery jak na razie znajdują się na pięciu białostockich skrzyżowaniach, m.in.: Miłosza – Piastowska - Branickiego; Popiełuszki – Sikorskiego - Wrocławska; Popiełuszki – Hetmańska. Urządzenia każdemu zarejestrowanemu kierowcy robią trzy zdjęcia.
System zarządzania ruchem kosztował miasto 28 mln. zł. Przy tak szybko rosnącej liczbie zarejestrowanych zdarzeń z pewnością niebawem zacznie na siebie zarabiać.
justyna.f@bialystokonline.pl