Wyprawa rowerowa Żółta Koza 2008fot. Michał Siemiończyk
Problemów z komunikacją nie było żadnych. Zwłaszcza po kilku łykach żółtawego płynu. Komunizm, rodzina, podróże. Sympatyczny dziadek - Słowianin o ogorzałym licu - pozwolił nam zanocować u siebie w pokoju. Następnego ranka oferował nam kilka genialnych, bułgarskich szalików.