Od czerwca zaczęły obowiązywać nowe stawki czynszów w mieszkaniach komunalnych w Białymstoku. W przypadku niektórych lokatorów podwyżka sięgnęła nawet 40% i kilkuset złotych. Jak wyjaśniali przedstawiciele magistratu, takie posuniecie było konieczne w związku z rosnącymi kosztami utrzymania budynków, administrowania, przeglądów technicznych, koniecznych napraw i remontów. Ostatnia weryfikacja stawek czynszów w mieszkaniowym zasobie Gminy Białystok miała miejsce w 2012 r. Od tego czasu nastąpił wzrost płacy minimalnej o 100%, najniższej emerytury o 54%, kosztów utrzymania zasobu o blisko 50%, a kosztów remontów o 85%.
To jednak nie przekonuje najemców. Uważają, że decyzja w tej sprawie zapadła arbitralnie. Pod protestem w tej sprawie zebrano w sumie kilkaset podpisów. Nie wzięto ich pod uwagę. Nie wysłuchano żadnych głosów lokatorów. Część z protestujących nie zamierza płacić nałożonych na nich teraz wysokich opłat. Najbardziej niezadowoleni nie wykluczają blokady ulic.
- Za 50-metrowe mieszkanie płacić mam 1200 zł. Nie daj Boże, jak jeszcze cena wody i ścieków się uwolni, to moje mieszkanie będzie 1300 zł kosztować. A ludzie mają 70-metrowe mieszkania, gdzie płacą już 1500 zł - bulwersuje się Kazimierz Turkowski z osiedla Dojlidy.
Niektórzy mieszkańcy chętnie rozważyliby np. zamianę mieszkań na mniejsze, by mniej płacić, ale to nie takie proste.
- Dwa lata temu złożyłam wniosek o zamianę mieszkania na mniejsze. Jestem samotna i mieszkam w 48 metrach. Sam mój czynsz wynosi 700 zł. Złożyłam w ZMK podanie, by mi zmienili mieszkanie na mniejsze. Jestem na rencie, moja renta to 1200 zł i nikogo nie obchodzi z czego będę opłacała to mieszkanie. 2,5 roku czekam na zamianę. Pomocy nie ma, a płacić trzeba. Mam głodować, nie kupować leków? - żali się pani Mirosława z Nowego Miasta.
Mieszkańcy zebrali się pod białostockim magistratem, mieli megafon i transparenty. Z urzędu nikt do nich nie wyszedł. Z protestującymi był jeden z białostockich radnych.
- Mieszkańcy są zakładnikami Zarządu Mienia Komunalnego i jego dobrej woli lub jej braku. Nie da się uzasadnić podwyżki kosztami. W spółdzielni mieszkaniowej są inne koszty a w ZMK inne? Tam czynsz jest dwukrotnie wyższy - mówi radny klubu PiS Paweł Myszkowski.
Mieszkańcy wspominają, że różnica między mieszkaniem komunalnym a spółdzielczym wynosiła kiedyś około 80 zł. Myszkowski podaje zaś dzisiejszy przykład z jednej z białostockich spółdzielni mieszkaniowych, gdzie za lokum 60-metrowe, w którym mieszkają 4 osoby czynsz wynosi niewiele ponad 600 zł.
- To jest straszna dysproporcja, zwłaszcza, że mieszkania komunalne są często dużo starsze niż mieszkania w spółdzielniach mieszkaniowych. Ten zasób należy odnawiać, a powinna być możliwość wykupienia starszych mieszkań. Mieszkańcy lepiej o ten majątek zadbają, sami wykonają niezbędne remonty. W zasobach mienia komunalnego wygląda to w ten sposób, że czasami na remonty czeka się bardzo długo. Te budynki, te klatki są w strasznym stanie - mówi Paweł Myszkowski.
Potwierdza to pani Krystyna z Nowego Miasta, która od ponad roku nie może się doprosić, by uszczelniono jej ściany, z których dosłownie wieje. A jednocześnie dostała podwyżkę czynszu o 220 zł.
Sprawa cen czynszów zostanie prawdopodobnie poruszona na wrześniowej sesji rady miasta.
W Białymstoku jest około 4 tys. mieszkań komunalnych.
ewelina.s@bialystokonline.pl