56 strażaków, 19 zastępów jednostek ochrony przeciwpożarowej, 8 godzin walki z żywiołem - akcja gaśnicza hali sportowej Badders Badminton Club (ul. Jagiełły 14) pochłonęła wiele sił i choć ostatecznie z pożarem udało się uporać, to jednak z miejsca znanego wszystkim białostockim fanom badmintona nic nie pozostało. Drewniana hala zniknęła z powierzchni ziemi, a i sąsiadujący z nią budynek kompletnie nie nadaje się do użytku. Właściciele Badders Badminton Club nie chcą się jednak poddać i zamierzają zrobić wszystko, by sportową arenę odbudować.
- To był nasz drugi dom i miejsce pracy, chociaż tak naprawdę nie przepracowałam tam ani jednego dnia, robiąc to co kocham. Moja historia to tylko mała część tego miejsca, ponieważ nasza rodzina przez lata urosła do ogromnych rozmiarów. Każdy, kto odwiedzał to miejsce, stawał się częścią rodziny Badders. Realizowaliśmy wiele projektów, które przynosiły wiele dobrego, a cały czas pojawiały się plany, aby robić jeszcze więcej, pomagać ludziom przez zarażanie sportowym stylem życia. Staraliśmy się, aby każdy czuł się u nas dobrze, aby wiedział, że może przyjść do nas na herbatę i porozmawiać, to było nasze życie - mówi Anna Narel Ościłowicz, która wraz z rodzicami prowadziła Badders Badminton Club.
Szacuje się, że na odbudowę hali potrzeba ok. 3 mln zł. Właściciele, którzy zaznaczają, że będą wdzięczni za każdy rodzaj wsparcia, uruchomili już specjalną zbiórkę, która ma wspomóc postawienie Badders Badminton Club "na nogi", a ponadto na Facebooku utworzona została publiczna grupa, gdzie organizowane są różnego rodzaju licytacje. Można zakupić m.in.: badania echokardiograficzne z opisem, kartę podarunkową na masaż czy projekt domu do 150 m2 wraz z pozwoleniem na budowę i projektem technicznym.
rafal.zuk@bialystokonline.pl