Czasem wybicie piłki na oślep nie jest złe, jeżeli ogranicza to ryzyko
- Gratulacje dla GKS-u za zwycięstwo i podziękowania naszym kibicom za wsparcie w meczu wyjazdowym. Nie tylko my mamy maraton, ale oni też i czujemy, że są z nami. Gorzej nie dało się rozpocząć tego spotkania, bo już w 2. minucie straciliśmy gola. Znając historię poprzednich spotkań, taka bramka nie dodała nam pewności siebie. Mimo to byliśmy w stanie wrócić do meczu, wyrównać i przejąć na pewien okres kontrolę. Biorąc pod uwagę natężenie spotkań i warunki atmosferyczne, popełniliśmy błąd w zarządzaniu tym starciem. Narzędzia, które wybraliśmy do budowania ataków w drugiej połowie, powodowały, że sami traciliśmy siły i stwarzaliśmy sobie problemy. Nie przenosiliśmy ciężaru gry na połowę przeciwnika, co spowodowało, że gra toczyła się niemal cały czas na naszej. To była przyczyna straty dwóch bramek, które zadecydowały o zwycięstwie GKS-u. Za nami kolejna porażka i kolejne stracone bramki. Czasem jednak tak w piłce bywa. Nie ma tylko dobrych momentów, ale pojawiają się też gorsze i musimy je jako drużyna przetrwać. Patrzymy na to, co przed nami - powiedział po porażce Adrian Siemieniec, szkoleniowiec Dumy Podlasia.
Trener Jagiellonii na pomeczowej konferencji prasowej został też zapytany o rozgrywanie akcji od własnej bramki. Mistrzowie Polski regularnie próbują krótkiej wymiany podań nawet we własnym polu karnym podczas pressingu rywala, co często kończy się stratą piłki i groźną okazją dla przeciwnika. W niedzielę tego typu błąd dał GKS-owi gola na 1:0, a przecież dało się tego wszystkiego łatwo uniknąć. Wystarczyło, aby Jetmir Haliti wybił futbolówkę daleko przed siebie.
- Zgadzam się z tym, że czasem powinniśmy lepiej rozumieć, co znaczy otwarcie gry od bramki. Nie zawsze to polega na graniu na dole i rozgrywaniu piłki we własnym polu karnym, podejmując duże ryzyko. Robi się to po to, aby zaprosić przeciwnika na swoją połowę i wykorzystać przestrzeń za plecami, którą otwierają. Dzisiaj graliśmy cały czas krótko, a taki sposób kosztuje dużo wysiłku, bo cały czas toczysz pojedynki i jesteś pod presją. Musisz ciągle zagrywać, wyjść na pozycję, a przeciwnik jest blisko i nie ma momentu na odpoczynek. Odniosłem wrażenie, że obrońcy GKS-u mogli jeszcze zagrać trzy takie mecze, bo dziś gra nie kosztowała ich wiele wysiłku. Z kolei moi defensorzy wyglądali na wycieńczonych. To kwestia tego, że źle interpretowaliśmy momenty i rozumienie tego, po co to wszystko robimy - oznajmił 32-latek.
Przerwa na kadrę może być zbawieniem
Teraz przed Jagą kolejne starcie z Ajaxem, a później ligowy mecz z Widzewem. O przełamanie złej passy nie będzie zatem łatwo.
- Musimy zobaczyć, w jakim będziemy stanie fizycznym i zdrowotnym przed rewanżem w Amsterdamie. Dziś była wymuszona zmiana Jarka Kubickiego, Taras Romanczuk został w Białymstoku, czujemy więc, że problemy się nawarstwiają i musimy to wszystko poukładać. Zdajemy sobie sprawę, jakie wyzwanie przed nami, ale w emocjach jeszcze nikt nic mądrego nie wymyślił. Po czwartkowym meczu z Ajaxem w niedzielę czeka nas starcie z Widzewem Łódź, które wcale nie będzie prostsze. Cały poprzedni sezon był pasmem sukcesów i zwycięstw, ale teraz dużo się dzieje. Nie cofniemy tego, co było. Za nami zła seria, ale musimy patrzeć do przodu, a nie rozpamiętywać, bo nie ma na to czasu. Później czeka nas przerwa na kadrę i wtedy trochę odpoczniemy - powiedział Siemieniec.
rafal.zuk@bialystokonline.pl