26 marca ubiegłego roku w jednym z mieszkań przy ul. Wesołej w Białymstoku znaleziono zwłoki 45-letniego mężczyzny. Policja szybko zatrzymała 40-latka podejrzanego o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Natomiast 10 stycznia ruszył proces w tej sprawie. Z aktu oskarżenie wynika, że 40-latek wspomnianego dnia zadał w lewe ramię - konkubentowi swojej żony - cios nożem kuchennym (o długości ok. 15 cm). Doszło do przecięcia żyły głównej i mężczyzna zmarł. Poza tym 40-latek miał wówczas pobić żonę i zadać jej pojedynczą ranę nożem. Mowa o m.in. uderzaniu pięściami po całym ciele, otarciach naskórka i ranie oka. Ponadto 12 lutego ubiegłego roku – jak wskazał prokurator – oskarżony groził późniejszemu denatowi uszkodzeniem ciała i pozbawieniem życia.
W tej sprawie na ławie oskarżonych zasiadł także drugi mężczyzna. 62-latek odpowiada za utrudnianie postępowania i ukrywanie 40-latka na terenie swojej posesji, położonej w jednej z miejscowości w gm. Tykocin. W sądzie wyjaśniał on, że "przyjął siostrzeńca pod swój dach z dobroci serca" i nie miało to nic wspólnego z ukrywaniem go. "Nie namawiałem go do ucieczki, ukrywania się" - podkreślał.
Natomiast sam 40-latek tylko częściowo przyznał się do winy, nie chciał składać wyjaśnień. Sędzia odczytała więc jego wcześniejsze zeznania. Wynika z nich, że w mieszkaniu przy ul. Wesołej (był jego najemcą) doszło do awantury między jego żoną i jej konkubentem, który nie chciał jej w swoim domu "bo jak jest wypita, to jest nie do wytrzymania". Na miejscu był także oskarżony. Wszyscy znajdowali się pod wpływem alkoholu.
Jeszcze przed procesem 40-latek opowiadał, że feralnego dnia to jego żona trzymała nóż, który on jej zabrał i odłożył w zlewie, po czym założył opatrunek krwawiącemu 45-latkowi. Później zaś 38-latka "powiedziała, że wszystko ogarnie", kazała mu wyjść z mieszkania i tak właśnie zrobił. Natomiast mówiąc o pokrzywdzonym stwierdził, że ten "nie miał żadnych powodów, żeby się go bać". Zaś żona oskarżonego - według jego relacji - była "poobijana" zanim tragedia się wydarzyła. Stan jej ciała - jak sama miała przyznać - wynika z tego, że upadła wypita na kuchenną szafkę.
40-latek był wielokrotnie karany, m.in. za groźby karalne, uszkodzenie mienia, kradzież, oszustwo i udostępnianie narkotyków. Wraz z obrońcą złożył wniosek o skazanie bez przeprowadzania postępowania dowodowego, co oznaczałoby 5 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Prokurator zgodził się na to, żeby oskarżony dobrowolnie poddał się karze, ale w wyższym wymiarze, czyli 7 lat. Być może wyrok w tej sprawie zapadnie 6 lutego.
dorota.marianska@bialystokonline.pl