Zdaniem projektantów podziemne przejścia dla pieszych upłynnią ruch na jednym z najbardziej ruchliwych białostockich skrzyżowań. Prowadzić do nich mają przypominające muszle wejścia ze szkła i metalu. Obok nich pojawią się windy. W ramach projektu zostanie też całkowicie wymieniona nawierzchnia ulic i sygnalizacja świetlna, dodatkowo na alei Piłsudskiego pojawią się bus-pasy.
Jednak nowe rozwiązanie, które ma być gotowe w niespełna dwa lata, spowoduje, że ścieżka rowerowa wzdłuż alei Piłsudskiego zostanie "urwana". Przejścia podziemne mają być wyposażone w pochylnie dla rowerów. Wielu rowerzystom nie podoba się taki pomysł.
- Takie rozwiązania stosowano w latach 70. ubiegłego wieku. Tworzą one barierę nie tylko dla rowerzystów, ale też dla matek z dziećmi w wózkach i osób niepełnosprawnych - argumentuje Marcin Wróbel. - Dążymy do tego, by w miastach było mniej samochodów, mniej hałasu, a ludzie przesiadali się na rowery. W całej Europie ogranicza się ruch samochodowy, a u nas buduje się bariery dla pieszych i rowerzystów.
Podczas happeningu zorganizowanego dziś na skrzyżowaniu Piłsudskiego i Sienkiewicza rowerzyści mogli sprawdzić swoją sprawność fizyczną na małym torze przeszkód symulującym przyszłe przejście podziemne.
- Rowerzysta musi przejść przez barierkę, dobiec do wózka imitującego windę, przebiec między listwami symbolizującymi schody i wyminąć slalomem pieszych - wyjaśnia Karol Mocniak ze Stowarzyszenia Rowerowy Białystok.
Najszybszy - Cycu - trasę pokonał w 44 sekundy. W nagrodę otrzymał lampę czołówkę - żeby poczuł się jak górnik pod ziemią.
Karol Mocniak tłumaczy, że poprzez happening chcieli pokazać absurd nowego rozwiązania. - Rowerzyści będą musieli przenosić rowery przez barierki, a podczas awarii wind chodzić po schodach z rowerami na plecach.