W zeszłą sobotę przez Białystok przeszedł Marsz Równości. Wydarzenie to odbiło się głośnym echem nie tylko w mieście, ale i całym kraju. Osoby biorące w nim udział spotkały się z wieloma atakami uczestników kontrmanifestacji. W związku z tym w niedzielę, tydzień po tym zajściu, zorganizowano manifestację pt. "Polska przeciwko przemocy”. Przed Teatrem Dramatycznym spotkało się kilkaset osób - nie tylko młodych, ale i starszych.
- Jestem osobą wierzącą i szanuję wszystkich ludzi. Jestem tu, bo uważam, że Bóg kocha wszystkich, jest miłosierny. Nie można życzyć drugiemu człowiekowi śmierci, bić go, bo jest inny niż my. To nie ma nic wspólnego z religią i takie osoby, które atakowały marsz w zeszłą sobotę, używały tylu wulgarnych słów nie powinny podawać się za dobrych katolików, bo religia nie uczy zła, ani przekleństw, uczy szacunku, zrozumienia i miłości do bliźniego, jaki on by nie był. Jest mi przykro, że stało się to, co się stało i nasze miasto jest teraz postrzegane źle, jako nietolerancyjne, że ludzie myślą, że opluwamy tu siebie nawzajem i wyzywamy – mówi pani Maria z Białegostoku, która przyszła na niedzielną manifestację.
"Nienawiść należy tępić"
W demonstracji sprzeciwiającej się przemocy udział wzięło także wielu znanych polityków, m.in. Adam Zandberg, Włodzimierz Czarzasty oraz Robert Biedroń. Zanim jednak zabrali głos wypowiedziała się Joanna Głuszek, współorganizatorka białostockiego Marszu Równości:
- Urodziłam się w Białymstoku i tu mieszkam całe życie. Tu stawiałam pierwsze kroki, tu przeżywałam pierwsze zakochania i pierwsze zawody, tu nawiązałam pierwsze przyjaźnie i tu pierwszy raz doświadczyłam przemocy – mówiła. - Wraz z grupą przyjaciół zorganizowaliśmy pierwszy Marsz Równości w Białymstoku, po którym dowiedziałam się, że nie jestem osobą, ale ideologią, że jestem obca dla tego miasta, że lokalna społeczność mnie tu sobie nie życzy – opowiadała i nie ukrywała swojego smutku z tego co widziała i usłyszała.
Ludzie, którzy przyszli na demonstrację podkreślają jednak, że nie chodzi jedynie o zaprzestanie nienawiści w stosunku do osób homoseksualnych, ale wobec wszystkich.
- Nie wolno wyzywać i atakować innych, bez względu czy są to mniejszości narodowe, wyznaniowe, osoby o innym kolorze skóry, innych poglądach. Każdego należy szanować, a rzucanie w drugiego człowieka petardami, kostką brukową, wyzwiskami jest czymś przerażającym, na co nie wolno się godzić. To należy karać i tępić. Każdy z nas powinien czuć się bezpieczny bez względu na to kim i jaki jest – mówi pani Alina Kostasz z Białegostoku. - Myślałam, że takie rzeczy jak tydzień temu już się w Polsce nie dzieją. To smutne, bo się myliłam.
Głos zabrali także politycy
Także wielu polityków i działaczy jest oburzonych zajściem, które miało miejsce w ubiegłą sobotę:
- Chciałabym przywitać wszystkich w naszym pięknym Białymstoku! Nie brunatnym, nie kibolskim, ale tęczowym, pełnym solidarności! – wykrzyczała socjolog Katarzyna Sztop-Rutkowska, która w ostatnich wyborach ubiegała się o fotel prezydenta Białegostoku.
Po niej głos zabrał Robert Biedroń - prezes partii Wiosna, który sam wielokrotnie spotkał się z atakami i nienawiścią. Wierzy jednak, że ludzie mogą się zmienić i nauczyć akceptować innych:
- Chcemy normalnej Polski! Moja mama mówiła mi, że kiedy dowiedziała się, że jestem gejem to był dla niej trudny moment. To były najtrudniejszy moment i najtrudniejsze słowa w jej życiu, bo wyrastała w kraju, w którym od lat sączono historię, że geje i lesbijki nie tworzą normalnej rodziny. Dzisiaj moja mama jest z nami, trzyma tęczową flagę i jest ze mnie dumna. Zmiana jest możliwa! - krzyczał. - Mam do Was prośbę, wykorzystajmy ten czas, wyciągnijmy lekcję sprzed tygodnia, niech Ci ludzie, którym dzisiaj dziękujemy będą naszymi bohaterami i przykładem, że da się zmieniać Polskę na lepszą. Wykorzystajmy tę energię na wybudowanie czegoś pozytywnego! Zacznijmy od dobrego gestu, kiedy będziemy obrażani dzisiaj - uśmiechnijmy się. Stańmy się bardziej życzliwi. Bądźmy dla siebie ludźmi, a to będzie moment zmiany - dodał, zachęcając, by uczestnicy wydarzenia się przytulili i uśmiechnęli do wszystkich wokół.
Na białostockiej scenie zagościł także Adrian Zandberg - współzałożyciel i członek Zarządu Krajowego partii Razem.
- Jestem tutaj, bo wierzę w wolną Polskę, a wolna Polska to ta, w której wszyscy i wszystkie jesteśmy wolni. A wolność oznacza to, że się nie boimy, że możemy gromadzić się w miejscach publicznych i że nikt z nas nie ma duszy zatrutej lękiem - mówił Zandberg. - Wolność jest naszą największą bronią. Wierzę głęboko, że przeważająca większość Polek i Polaków, którzy tydzień temu zobaczyli te straszne sceny, sceny przemocy i linczu pomyślała "nie, nie zgadzam się, nie ma zgody na przemoc" - dodał.
"Władze muszą reagować"
Swoją solidarność z uczestnikami Marszu Równości wyraził też Włodzimierz Czarzasty, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej:
- Przyjechałem po to, by powiedzieć, że jestem przeciwny prostym rzeczom. Nie chcę żeby jeden kopał drugiego, nie chcę żeby jeden opluwał drugiego, żeby sobie ubliżano, nie chcę, by rzucano w kogoś słoikami z moczem, nie chcę żeby bito kogoś po twarzy, nie chcę żeby żaden dziennikarz został pobity bez względu na to, czy jest z telewizji publicznej, czy jakiejkolwiek innej. Jest czas prostych słów i prostego podawania sobie ręki. Ludzie mają prawo wierzyć w co chcą i kochać się jak chcą - powiedział.
Polityk zapowiedział, że nie będą tolerowane zachowania pełne nienawiści. Podkreślał też, że władze muszą reagować i sprzeciwiać się agresji, a ich zadaniem jest godzenie ludzi, by chcieli podawać sobie ręce. Zarzucił, że rozszerzająca się nienawiść to także wina wielu rządzących obecnie polityków.
Demonstracja przebiegała dość spokojnie, zdarzało się jednak, że ktoś podchodził i kłócił się z jej uczestnikami zarzucając, że chcą mieć więcej praw niż inni, jednak takie były to krótkie spięcia. Nad wszystkim czuwały policyjne patrole rozstawione wokół. Jak podał oficer podlaskiej policji – Tomasz Krupa "obyło się bez incydentów”.
justyna.f@bialystokonline.pl