Prowadzili rozpoznanie
W czwartek (25.05) o godz. 18.40 w hurtowni sztucznych kwiatów na osiedlu Dojlidy wybuchł pożar. W akcji gaśniczej uczestniczyło jednocześnie 50 strażaków. Niestety dwóch z nich zginęło, a trzeci zwichnął nogę podczas prowadzonych działań ratowniczych.
- Dwóch strażaków, którzy stanowili rotę (najmniejszy pododdział taktyczny straży pożarnej - przyp. red.), udało się na rozpoznanie. Weszli na piętro po stalowych schodach, stałym elemencie tego budynku, dostali się na podest i z tego podestu podobnymi schodami zeszli niżej. Podczas pożaru jest wysoka temperatura, duże zadymienie i ograniczona widoczność. Nie widzieli prawdopodobnie, że znajdują się na części sufitu podwieszonego, którego w takim budynku magazynowym nie powinno być. Ten sufit zawalił się pod nimi. Jeden ze strażaków spadł i zginął. Drugi nie spadł, próbował się wydostać – mówi gen. bryg. Leszek Suski, Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej.
Ofiary to 26- i 29-latek. Pracę zaczęli w czerwcu 2013 r. Byli przeszkoleni, cieszyli się dobrą opinią wśród kolegów i przełożonych. Służyli w Komendzie Miejskiej PSP w Białymstoku, w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 1.
Jeden z nich osierocił kilkumiesięczne dziecko, drugi wkrótce miał być ojcem. Rodziny oraz pozostali strażacy, którzy uczestniczyli w akcji, zostali objęci opieką psychologa. Pomoc zaoferował także wojewoda.
Budynek nie spełniał wymagań
- Powołałem zespół, który będzie analizował prowadzone w tym obiekcie działania. Jest to działanie standardowe. Gdy ginie strażak lub któryś jest ciężko ranny, taki zespół jest powoływany – informuje gen. bryg. Leszek Suski.
Przyczyna pożaru nie jest jeszcze znana. W magazynie składowane były sztuczne kwiaty, opony i inne łatwopalne materiały. Sam obiekt nie spełniał wymagań przeciwpożarowych. PSP go nigdy nie kontrolowała, ponieważ został wyłączony z użytkowania. Teraz na miejscu prowadzona jest wizja lokalna m.in. z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa.
- Nie powinno być tam sufitu z takiego materiału, z jakiego był. On był ocieplony od spodu styropianem, który podczas pożaru kapie, topi się. Tam było poprowadzonych wiele różnych przewodów instalacji elektrycznej. My to wyjaśniamy. Sprawdzimy, czy były poprowadzone w sposób profesjonalny, zgodny z polskimi przepisami – mówi komendant główny PSP.
Sprawą zajmuje się również prokuratura i policja.
[AKTUALIZACJA]
W piątek (26.06) prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego sprowadzenia pożaru budynku, który zagrażał życiu lub zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach, a w którego następstwie śmierć ponieśli dwaj strażacy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Śledczy poinformowali, że przeprowadzono, z udziałem biegłego z zakresu medycyny sądowej, oględziny zwłok zmarłych strażaków. Czynność ta została wykonana już w czwartek na miejscu zdarzenia.
"W ramach prowadzonego postępowania będą badane kwestie zarówno przyczyn powstania i rozprzestrzeniania się pożaru oraz ewentualnego udziału osób trzecich w jego spowodowaniu, jak też szczegółowych okoliczności śmierci funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej. Z uwagi na fakt, że śledztwo pozostaje na wstępnym etapie, nie jest aktualnie możliwe podanie bliższych informacji w powyższym zakresie." - przekazał w komunikacie Łukasz Janyst, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
W całym kraju w ciągu ostatnich 25 lat podczas działań ratowniczych zginęło łącznie 19 strażaków, 15 zostało ciężko rannych. W Podlaskiem, biorąc pod uwagę wspomniany czas, to pierwsza taka sytuacja.
Zobacz też: Pożar na Dojlidach. Z ogniem walczy kilkudziesięciu strażaków
dorota.marianska@bialystokonline.pl