20 lipca w centrum Sokółki doszło do kłótni między młodymi mężczyznami, którzy znają się od wielu lat, jeszcze ze szkoły. Poszło o dziewczynę, z którą jeden z nich spotykał się w tym czasie, a drugi był z nią związany przed laty. Następnie spór przybrał na sile i 24-latek dźgnął swojego kolegę nożem (prawdopodobnie sprężynowym z ostrzem o długości ok. 10 cm). 28-latek trafił do szpitala, gdzie amputowano mu śledzionę.
Natomiast teraz obydwaj spotkali się na sali rozpraw, gdzie w czwartek (30.11) ruszył proces w tej sprawie. 24-latek usłyszał zarzuty działania z zamiarem ewentualnym pozbawienia życia, zadania pokrzywdzonemu co najmniej jednego uderzenia pięścią oraz zadania mu co najmniej jednego ciosu ostrym narzędziem w klatkę piersiową, usiłowania dokonania zabójstwa i spowodowania ciężkich obrażeń. Przy czym – jak poinformowała prokurator – działał on w warunkach recydywy (ma za sobą kilka lat więzienia). Mieszkaniec Sokółki odpowie też za groźby karalne wobec innej osoby (krewnego 28-latka) dotyczące pozbawienia życia.
Oskarżony nie przyznał się do winy. Nie chciał składać wyjaśnień. Odpowiadał jedynie na pytania adwokata. Przeprosił też pokrzywdzonego.
- Nawet nie wiem, kiedy ten nóż wbił się. Był w moich spodenkach. Zrobiłem to niechcący, miałem nóż w kieszeni, a nie w rękach – tłumaczył wcześniej, w czasie przesłuchania w prokuraturze.
Wskazywał również, że pokrzywdzeni (28-latkowi towarzyszył jego krewny) byli wobec niego agresywni i znajdowali się pod wpływem alkoholu.
Natomiast pokrzywdzony, który składał zeznania przed sądem, mówił:
- Nie wiem, co się stało. Piotrek zaczął krzyczeć. Chciał się bić. Uderzył mnie w prawy bok, potem w lewy.
Mężczyzna zapowiedział, że będzie domagał się 50 tys. zł zadośćuczynienia.
dorota.marianska@bialystokonline.pl