Sprawa dotyczy wydarzeń z końca lutego bieżącego roku. Wtedy właśnie Andrzej D. prowadził toyotę swojej dziewczyny. Mężczyzna podróżował wraz z kolegą. Kierowca przekroczył dozwoloną prędkość. Na prostej drodze nic nie zapowiadało tragedii.
Z autobusu wysiadła wtedy 34-letnia kobieta. Monika S. i zgodnie z przepisami przechodziła przez przejście dla pieszych. Wtedy uderzył w nią Andrzej D. Piesza przeleciała przez cały samochód i upadła na ziemię. Świadkowie szybko podbiegli do rannej, wezwali pogotowie. Niestety piesza zmarła. Andrzej D. nawet nie wzruszył się tym, co się stało. Mężczyzna pojechał dalej, jakby nic się nie stało.
Kierowca wraz ze swoim kolega chcieli ukryć auto na wsi u rodziców dziewczyny Andrzeja D. Uszkodzone części miały zostać zakopane w lesie, a właścicielce pojazdu mieli powiedzieć, że potrącili dzika w lesie. Kilka godzin później na posesji pojawiła się policja. Mundurowi zastali mężczyzn pijących alkohol i zwyczajnie biesiadujących.
Andrzej D. nie dosyć, że kierował po pijanemu, to też nie miał prawa jazdy. Mężczyzna obecnie przebywa w areszcie tymczasowym. Podejrzany przyznał się do winy i chce dobrowolnie poddać się karze. W porozumieniu z prokuratorem zostało ustalone siedem lat pozbawienia wolności i dożywotni zakaz prowadzenia samochodu.
lukasz.w@bialystokonline.pl