We wtorek (25.09) przed Sądem Okręgowym w Białymstoku ruszył proces wychowawczyni ze szkoły podstawowej. Kobieta jest oskarżona o to, że 15 lutego naruszyła nietykalność cielesną dwóch pierwszoklasistek, tzn. uderzyła dziewczynki jeden raz dłonią w pośladek.
49-latka nie zgadza się z tym, co zarzuca jej prokuratura:
- Przyznaję się tylko i wyłącznie do tego, że tego dnia dotknęłam w żartach obu dziewczynek. Ani nie uderzyłam dziewczynek, ani dziewczynki nie poniosły żadnych strat. To było tylko rozwiązanie trudnej sytuacji nie związanej z dziećmi, ale z dorosłymi.
Nauczycielka pedagogiki wczesnoszkolnej tłumaczyła, że jedna z dziewczynek uderzyła drugą piórnikiem w głowę, ta zaś odwdzięczyła się kopniakiem. A ponieważ, jak wynika z relacji oskarżonej, dzieci nie chciały się pogodzić, zostały ukarane kropką do prywatnego zeszytu wychowawczyni i obowiązkiem pomagania w klasie. To jednak, jak podkreślała kobieta, nie zmniejszyło napięcia między dziewczynkami, więc użyła ona sposobu pozawerbalnego, a świadkiem tego była matka jednej z uczennic.
- Pochyliłam się i dotknęłam najpierw Zuzi ręką w okolice biodra, a następnie nachyliłam się do Leny i dotknęłam ją ręką do biodra i powiedziałam w żartach, że to na zakończenie sporu. Zażartowałam, żeby nie nasilać napięcia, żeby dzieci nie przenosiły konfliktu rodziców do mojej klasy. Potem żadna z dziewczynek nie miała kłopotów w obcowaniu ze sobą. Dziewczynki nawet chodziły ze sobą w parze - wspominała we wtorek 49-latka.
Wyjaśniła też, że po pewnym czasie przeprosiła jedną z pierwszoklasistek oraz jej matkę za to, że mogła ona źle odebrać żart.
Oskarżona jest nauczycielką od 23 lat. Wniosła o warunkowe umorzenie postępowania i odstąpienie od wymierzenia kary.
dorota.marianska@bialystokonline.pl