Na wokandę Sądu Rejonowego w Białymstoku trafiła sprawa mięsa pełnego haczyków zawieszonego w lesie. Miał to być wabik dla drapieżników, głównie wilków.
Odkrycia dokonano na obszarze masywu leśnego Wilcza Jama (gmina Czarna Białostocka) na przełomie lutego i marca tego roku. Był to ponacinany na całej powierzchni fragment mięsa (prawdopodobnie wieprzowego), o długości 70 cm, zawieszony na wysokości około 2 metrów nad ziemią. Gdyby polujący w tej części Puszczy Knyszyńskiej wilk lub - zagrożony wyginięciem - ryś połasił się na świeże mięso, prawdopodobnie spowodowałoby to jego śmierć. Bardzo bolesną i długotrwałą. Na szczęście żadne zwierzę nie dało się skusić i nie ucierpiało.
Mimo to myśliwy Marek B. został oskarżony o to, że "działając ze szczególnym okrucieństwem, usiłował uśmiercać wolno żyjące zwierzęta poprzez zawieszenie mięsa nabitego hakami i kotwiczkami wędkarskimi celem zadania zwierzętom bólu i cierpienia". Marek B. nie przyznał się do winy.
- Ja znalazłem to mięso. Ustawiłem fotopułapkę. Chciałem pierwszy złapać kłusownika – mówił oskarżony podczas rozprawy.
Ponadto sąd przesłuchał w tej sprawie 4 świadków.
- Według mnie wyjaśnienia oskarżonego nie są prawidłowe. Tego dnia widziałem go w okolicach miejsca zdarzenia. Tu chodziło o wyeliminowanie wilków z tego terenu. Ponadto w wyniku działań operacyjnych ustaliłem, że oskarżony wykupił ze sklepu wszystkie kotwiczki wędkarskie – mówił Wojciech B., pierwszy świadek.
- Trudno mi uwierzyć w to, że myśliwy mógł coś takiego zrobić. Marek B., jako myśliwy, nie powinien był zostawić tego mięsa w lesie – dodał Jacek S., drugi świadek.
Sąd ponownie zbierze się tej sprawie w połowie października. Za usiłowanie uśmiercenia zwierzęcia grozi oskarżonemu kara do 3 lat pozbawienia wolności.
dorota.marianska@bialystokonline.pl