Za mało czasu na marsz
W reakcji na obrazki, z którymi mieliśmy do czynienia w Białymstoku podczas Marszu Równości, przedstawiciele lewicy zapowiedzieli zorganizowanie w Białymstoku protestu "Polska przeciw przemocy". Ogłoszono to podczas zapowiedzi wspólnego startu SLD, Wiosny i Lewicy Razem w jesiennych wyborach parlamentarnych. Miał się on odbyć w najbliższą sobotę (27.06) i być w formie marszu. O szczegółach nie chciano wówczas mówić, ponieważ nie były one jeszcze znane.
Prezydent Truskolaski, w odpowiedzi na te doniesienia, odpowiedział, że nie ma możliwości wydania zgody na przemarsz, który jest zgłoszony później niż 30 dni od terminu, co wynika z prawa. Ewentualnie odbyć się może tylko manifestacja.
- Z punktu widzenia prawa taki marsz nie może się odbyć, dlatego że ustawa o szczególnym wykorzystaniu dróg mówi o trzydziestodniowym terminie zawiadomienia, więc nie ma mowy o marszu, natomiast demonstracja może się odbyć, jeśli będzie zgłoszona w trybie przyspieszonym, tj. na 56 godzin wcześniej. Wówczas ja przyjmuję tylko zgłoszenie o tego typu demonstracji i ona jak najbardziej w przestrzeni publicznej może się odbyć - tłumaczył Tadeusz Truskolaski.
Przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej zapytani o to, czy będą kontrmanifestować, mówili tylko o tym, że mają przygotowany plan, ale nie chcieli zdradzić jego szczegółów.
Protest będzie, ale inny
Ostatecznie zdecydowano się przesunąć datę, jak i zmienić formę. Manifestacja ma się rozpocząć w niedzielę (28 lipca) na Rynku Kościuszki. Zmiana terminu wynika choćby z faktu, że dzień wcześniej w Białymstoku Jagiellonia, której kibice lub pseudokibice stanowili dużą część kontrmanifestantów podczas Marszu Równości, rozegra pierwszy domowy mecz w obecnym sezonie. Do urzędu miasta w ten weekend zgłoszono też kilka innych manifestacji, ale ile z nich się odbędzie, nie wiadomo.
"Wraz z mieszkańcami miasta i organizacjami społecznymi wspólnie okażemy sprzeciw wobec nietolerancji, przemocy, dyskryminacji, a także wobec zamykania przez polityków oczu na akty agresji i dzielenia społeczeństwa w imię politycznych korzyści. Od słów nienawiści do przestępstw z nienawiści jest tylko krok. W tak skrajnej sytuacji wszyscy musimy okazać solidarny sprzeciw i zero tolerancji wobec najmniejszych przejawów nienawiści. Nie możemy dopuścić do tego, by Polska była pokazywana jako negatywny przykład kraju, w którym dochodzi za przyzwoleniem rządzących do rażących przykładów przemocy" – piszą organizatorzy marszu.
W Białymstoku w niedzielę mają się pojawić i zabrać głos liderzy ugrupowań, które wejdą w nową lewicową koalicję – Robert Biedroń (Wiosna), Włodzimierz Czarzasty (SLD) oraz Adrian Zandberg (Lewica Razem).
Niepotrzebne drenowanie?
Natomiast Grzegorz Schetyna, szef Platformy Obywatelskiej, zapowiedział, że członkowie PO nie wezmą udziału w marszu. Zresztą pojawiło się też sporo głosów krytycznych, że wspomniana manifestacja ma być próbą zbicia politycznego kapitału przez lewicę.
Małgorzata Linkiewicz, która brała udział w organizowaniu białostockiego Marszu Równości, skomentowała całą inicjatywę.
"Nie zdążyliśmy dojść do siebie, miasto nie wylizało ran po tym strasznym doświadczeniu ostatniej soboty, a co poniektórzy chcą przyjeżdżać i sobie u nas maszerować pod mglistym hasłem przeciwko przemocy. Sorry, ale marsz przeciw przemocy już był. W sobotę. To był Pierwszy Marsz Równości w Białymstoku. Nie było Was - trudno. Ale nie drenujcie nas. Oczywiście, jeśli będzie trzeba, zepnę się i pomogę przy organizacji i trzech marszy w tygodniu, i tego też. Ale zwyczajnie przemyślcie, zanim walniecie w mediach szumne hasła o robieniu imprezy w mieście, które nie zdążyło się jeszcze pozbierać po tym, jak strasznie w.... dostało podczas święta miłości, równości i tolerancji" - napisała na Facebooku aktywistka.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl