- Postaramy się dzisiaj zakończyć ten ,protest w formie godnej, w formie godnej człowieczej. W rękach pana marszałka połowa tej roboty - mówił wspierający strajkujących Ireneusz Wiśniewski z OPZZ.
Trwające ponad godzinę spotkanie marszałka Jarosława Dworzańskiego z załogą PKS nie wniosło wiele do rozwiązania trwającego od kilkunastu dni konfliktu. Obie strony: tak marszałek, jak i protestujący, mimo stosunkowo życzliwej wymiany zdań i deklaracji, że chcą jak najszybciej zakończyć protest, nie ustępują w swoich warunkach.
Jarosław Dworzański zapewnił, że prezes zarządu PKS - co było głównym postulatem strajkujących - zostanie zwolniony. Obiecywał również, że wobec strajkujących nie będą wyciągane żadne konsekwencje - czy to w postaci zwolnień z pracy, kar, czy nagan.
- Nie wchodzi to z pewnością w grę - deklarował marszałek, ale jednocześnie wyjaśniał, że nie dotyczy to organizatorów strajku, bo ci, jeśli okaże się, że protest był nielegalny, mogą być pociągnięci do odpowiedzialności karnej i finansowej za jego prowadzenie.
- Organizatorzy powinni znać prawo - mówił.
Jednocześnie Dworzański podtrzymał stanowisko, iż nie może podpisać się pod postulatem, że zwolnieni z pracy 3 pracownicy PKS powrócą na swoje stanowiska. Leży to bowiem w gestii kierownictwa spółki. Z prawnego punktu widzenia nie jest również możliwym, by ludzie ci pracowali do czasu wydania wyroku sądowego (jeśli wróciliby do swoich obowiązków, znaczy że nie ma zwolnienia, a wówczas nie ma sprawy w sądzie).
Przybyła na spotkanie część załogi deklarowała gotowość nawet natychmiastowego powrotu do pracy. Jednocześnie swoje niezadowolenie wyrażała z powodu tak późnych rozmów. Przede wszystkim obarczała winą za zaistniałą sytuację prezesa PKS.
O godz. 17.00 spotka się z komitetem strajkowym wicemarszałek Mieczysław Baszko. Być może wówczas obu stronom uda się wypracować ostateczną treść porozumienia i warunki zakończenia strajku.