Nauczka na przyszłość
Był niewykorzystany rzut karny, były 2 słupki. Jagiellonia mogła wywieźć z Zielonej Góry korzystny rezultat, ale tego nie zrobiła. Zabrakło szczęścia, lecz przede wszystkim zabrakło determinacji i woli walki. Żółto-Czerwoni wyszli na pucharową potyczkę jak na sparing, a środowy mecz sparingiem nie był.
- Gratuluję zespołowi gospodarzy. Taki rezultat jest z pewnością powodem do radości dla Lechii. Nic dziwnego, skoro Kopciuszek pokonał faworyta. Jesteśmy rozczarowani tym meczem. Przewidywaliśmy inny scenariusz, zagraliśmy słabe spotkanie. Przeciwnik wykorzystał nasze słabości, zdobył 3 bramki. My mieliśmy swoje okazje, ale musimy jeszcze sporo pracować nad tym, żeby zamieniać je na gole oraz nie dopuszczać rywali do sytuacji. Ten pojedynek jest dowodem na to, że przed nami ogrom pracy. To dla nas gorzka pigułka i lekcja pokory, którą dało nam życie. Widzieliśmy, jak prezentuje się Lechia. Wiedzieliśmy, kto stanowi zagrożenie, w jaki sposób gra ten zespół. Nie było to dla nas zaskoczenie, więc tym bardziej jestem rozczarowany tym, jak zagraliśmy - powiedział po pucharowej klęsce Maciej Stolarczyk, trener Jagiellonii.
Futbol jest nieprzewidywalny
W zdecydowanie lepszym humorze na pomeczowej konferencji prasowej był za to szkoleniowiec gospodarzy.
- Napisaliśmy nową historię. Przed meczem opowiadałem zawodnikom, jak w 1986 r. byłem tutaj jako młody chłopak na meczu z ŁKS-em Łódź. Lechia wygrała wtedy 2:1. Pamiętam pełny stadion, pamiętam nawet, gdzie siedziałem. Dzisiaj wysłałem też zawodnikom na grupie historię SHR Wojcieszyce, którą przekazał mi trener Kędziora. To historia ku pokrzepieniu, która dzisiaj się dla nas ziściła. Jesteśmy niesamowicie szczęśliwi. Piłka nożna dlatego jest taka piękna, że historie takie jak nasza mogą się wydarzyć. W innych dyscyplinach sportu coś takiego nie miałoby prawa się stać. Dzisiaj czujemy ogromną radość, jestem szczęśliwy - oznajmił Andrzej Sawicki, opiekun Lechii.
Trener III-ligowej drużyny zdradził, że plan na starcie z silnym przeciwnikiem był prosty. Zespół z Zielonej Góry miał być monolitem w linii obrony, miał też charakteryzować się agresją i skutecznością.
- Pomysł na mecz był taki, żeby być odważnym, grać agresywnie, wysoko, ale z takim zespołem jak Jagiellonia nie można sobie na to pozwolić przez cały czas, bo jednak dysproporcja, jeżeli chodzi o indywidualne umiejętności, jest duża. Są takie fazy meczu, kiedy musisz bronić, cierpieć bez piłki i pod tym kątem jestem najbardziej zadowolony, bo w ostatnim czasie dobrze czujemy się właśnie w elemencie defensywy. W takim meczu, jak ten dzisiejszy, potrzebna jest ogromna skuteczność. Z Jagiellonią to co stworzyliśmy, zamienialiśmy na bramki - dodał Andrzej Sawicki.
rafal.zuk@bialystokonline.pl