Po 4 z rzędu przegranych pojedynkach z podopiecznymi Piotra Stokowca tym razem białostoczanie zapowiadali walkę o 3 punkty. Pierwsze 5 minut meczu pomiędzy Lechią a Jagiellonią to była jednak zdecydowana przewaga gdańszczan. Gospodarze od razu rzucili się na Jagę i ta została zmuszona do dosyć rozpaczliwej defensywy. Najgroźniej było wtedy, gdy ekwilibrystycznie - przewrotką - piłkę wybijał Zoran Arsenić.
Po tym naporze i Duma Podlasia zdołała postraszyć w ataku. Wójcicki świetnie dośrodkował z prawej strony do Jesusa Imaza, a Hiszpan natychmiast - z pierwszej piłki - uderzył półwolejem na bramkę Kuciaka. Były zawodnik Wisły Kraków pomylił się, ale gdyby futbolówka leciała w światło bramki, to golkiper z Gdańska byłby bez szans.
Kolejna szarża to znów szansa dla Lechii. Na 12. metrze do uderzenia doszedł Lipski, lecz próba pomocnika gospodarzy nie była zbyt wysokiej jakości, dlatego Damian Węglarz z poprawną interwencją nie miał żadnych problemów.
Co działo się później? W następnych fragmentach meczu gra się uspokoiła. Biało-Zieloni przeważali, ale nie byli już tak zdecydowani w swych poczynaniach, tak więc rywalizacja przeniosła się do środkowej części boiska.
Emocje znów pojawiły się dopiero w 25. minucie i były to emocje pozytywne dla kibiców z Gdańska. Przy niegroźnej wrzutce fatalnie krycie Sobiecha zgubił Arsenić, co były reprezentant Polski wykorzystał z zimną krwią, z bliska pakując piłkę do siatki głową. Damian Węglarz nie miał w tej sytuacji nic do powiedzenia, choć można się zastanawiać czy nie mógł on ruszyć się z linii bramkowej. Wrzutka leciała przecież na 5. metr.
Jagiellonia rozpoczełą grę od środka i… po chwili na tablicy wyników pojawił się rezultat 2:0. Znów z białostocką defensywą zabawił się Sobiech, który następnie minął podlaskiego golkipera i zapakował futbolówkę do pustej bramki. Na szczęście ten gol nie został uznany, bo snajper gospodarzy znalazł się na minimalnym spalonym. W tym momencie Jaga była jednak rozbita. Żółto-Czerwoni nie mieli pomysłu na konstruowanie akcji ofensywnych, a na dodatek formacja obronna raziła nerwowością.
W ostatniej części pierwszej połowy Jaga w końcu się ożywiła. Najpierw piętą Dusana Kuciaka próbował zaskoczyć Patryk Klimala, później huknął Taras Romanczuk, ale piłka zatrzymała się na jednym z zawodników Lechii, po czym bombę z 20. metra posłał Tomas Prikryl. Czech przymierzył znakomicie, ale cóż z tego, skoro sędzia Mariusz Złotek nie mógł przeżyć tego, że to nie on zostanie bohaterem tego spotkania. Arbiter podbiegł więc do "telewizorka" i uznał, że jeden z graczy Jagi (Patryk Klimala), który był na spalonym, absorbował uwagę Kuciaka i przeszkodził mu w interwencji. To nic, że golkiper gospodarzy nie wyjąłby tej piłki nawet, gdyby miał 220 cm wzrostu. Pan Złotek kapitalny strzał Prikryla chwycił w usta, przeżuł i z uśmiechem na twarzy wypluł, mówiąc, że gola nie ma.
Nie ma, to nie ma. Choć Jagiellończycy początkowo nie byli zadowoleni z podjętej decyzji, to jednak szybko doszli do wniosku, że nie warto dłużej drążyć tematu, tylko trzeba zabrać się za jeszcze lepszą grę. I po zmianie stron to widzieliśmy. Żółto-Czerwoni zaczęli przeważać na placu zmagań, a strzały na bramkę rywali oddawali Romanczuk, Arsenić i Klimala. Taras trafił w Augustyna, Zoran, który mógł zrehabilitować się za wpadkę z pierwszej połowy, po rzucie rożnym uderzył metr obok słupka, zaś Patryk - także po stałym fragmencie gry - był jeszcze bliższy szczęścia, bo chybił o centymetry, oddając strzał głową.
Później w szesnastce przeciwników szarżował jeszcze Jesus Imaz. Hiszpan kopnął futbolówkę bardzo mocno, trafił nawet Nalepę w rękę, ale sędzia uznał, że o karnym nie ma mowy, bo kończyny górne defensora z Gdańska były przy ciele.
Jaga naciskała, naciskała i w końcu przyniosło to efekty. Gospodarze popełnili błąd przy wyprowadzaniu piłki, z czego skrzętnie skorzystał Ognjen Mudrinski, zdobywając swoją pierwszą bramkę na boiskach PKO Ekstraklasy.
Kompletnie odmieniona w drugiej połowie Jagiellonia walczyła do ostatnich chwil, by w końcu z rywalizacji przeciwko Lechii wyjść obronną ręką, jednak mimo kilku szans na objęcie prowadzenia, więcej goli w meczu już nie padło. To oznacza, że po 4 kolejkach sezonu 2019/2020 Żółto-Czerwoni okupują w ligowej tabeli lokatę numer 7. Lechia w tej chwili jest oczko wyżej.
Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 1:1 (1:0)
Bramki: Artur Sobiech 25 - Ognjen Mudrinski 74
Lechia Gdańsk: Dusan Kuciak - Karol Fila (83' Daniel Łukasik), Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Mladenović - Flavio Paixao, Jarosław Kubicki, Tomasz Makowski, Patryk Lipski (88' Rafał Wolski), Sławomir Peszko (58' Maciej Gajos) - Artur Sobiech
Jagiellonia Białystok: Damian Węglarz - Jakub Wójcicki, Ivan Runje, Zoran Arsenić, Bodvar Bodvarsson - Tomas Prikryl, Martin Pospisil, Taras Romanczuk, Jesus Imaz (89' Mikołaj Nawrocki), Juan Camara (46' Bartosz Bida) - Patryk Klimala (60' Ognjen Mudrinski).
rafal.zuk@bialystokonline.pl