"Matki" to spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza. Do jego wyreżyserowania Akademia zaprosiła Agatę Kucińską - aktorkę Wrocławskiego Teatru Lalek i teatru Ad Spectatores oraz wykładowczynię PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie - Wydziału Lalkarskiego we Wrocławiu. Reżyseruje ona także w wielu teatrach w Polsce. Na warsztat Kucińska wzięła głośny tekst jednego z najciekawszych polskich współczesnych dramaturgów, wielokrotnie nagradzanego i docenionego wśród krytyków - Piotra Rowickiego. Rozprawia się on w nim z mitem matki, a robi to, używając pełnego groteski i czarnego humoru języka. Anna Chadaj i Marek Otwinowski - autorzy scenografii i muzyki - to również twórcy znani z wielu realizacji w całym kraju. Taka kolaboracja nie miała prawa się nie udać. Więcej - powstało przedstawienie majstersztyk.
Do czego prowadzi emocjonalny pojedynek?
Kim jest matka w życiu człowieka, do czego jest potrzebna, jak oswoić matkę w dorosłym życiu, jak uwolnić się od matki, wreszcie jak się matki pozbyć? - takie pytania swoim tekstem zadaje Piotr Rowicki. I nie chodzi mu o konkretną matkę, ale o matkę-figurę. Rozbiera na czynniki pierwsze nasze wyobrażenie o matce, o macierzyństwie w ogóle, obnaża nasze pomysły na poradzenie sobie z nadopiekuńczością. Rowicki robi to w sposób nowoczesny (dlatego i teatr oparty o tę sztukę jest nowoczesny), pełen humoru, ale i przerysowany. Dużo tu zabawy słowem (np. "Mamy mamy dość"), są też fragmenty rymowane ("Nasza mama po wylewie, nasza mama prawie w niebie"), jest inspiracja internetem (wpisy z forów) oraz znane piosenki (np. kołysanka "Ach, śpij kochanie"). Te wszystkie zabiegi wzmacniają jeszcze osiągnięty efekt.
- Przedstawiam matkę, która jest przy dzieciach, w domu, nie wypracowała sobie osobnego sposobu na życie. Spotykamy ją wtedy, gdy jest przykuta do łóżka. Między dziećmi a matką
rozpoczyna się trudna rozgrywka emocjonalna. Jedna ze stron wygra. Która? - pyta Agata Kucińska.
Bohaterowie przedstawienia, troje dzieci, odwiedzają w szpitalu, podłączoną do aparatury medycznej, nieprzytomną matkę. To traumatyczne doświadczenie uruchamia w nich świat wewnętrznych przeżyć, w których kotłują się miłość, przywiązanie, tęsknota za dzieciństwem i fizyczny związek z matczynym ciałem, ale i żal, złość czy poczucie winy. Ten emocjonalny koktajl podsuwa dzieciom kuriozalne pomysły na poradzenie sobie z tą, kryzysową dla nich, sytuacją.
Matka jak uschnięty kaktus
Co się wydarzyło przed wylewem? Matka była dumna ze swoim dzieci. Anna została stewardessą, przecież zawsze chciała latać. Świetnie zarabia, tylko męża jeszcze nie znalazła. Krzyś został żołnierzem zawodowym. Pracuje w biurze, nigdzie nie jeździ. Ma dwójkę dzieci, z żoną mu się układa, dom buduje. Wreszcie Piotruś jest księdzem. Ma małą parafię, ludzie przynoszą mu różne dowody wdzięczności. Wszystko tylko z pozoru wygląda pięknie. Tak naprawdę Anna jest hostessą w British Tobacco (a nie stewardessą w British Airways) i jest lesbijką. Krzysiowi żona założyła sprawę o rozwód - ponoć się nad nią znęcał. Z kolei Piotruś przyznaje, że jest alkoholikiem. Matka nie dowierza: "Okłamywaliście mnie?". Na nic zda się przypominanie o myciu rąk, wkładaniu swetra przed wyjściem czy wekowanie na zapas ("matka zapaśniczka"). Tę nadopiekuńczość Piotr Rowicki znakomicie punktuje.
W szpitalu matka leży jak roślina. Dzieci zaczynają się zastanawiać, kto ma ją do siebie wziąć. Jak się okazuje, nikomu nie jest to na rękę. Co zrobić z matką, gdy nie jest już potrzebna? Dzieci wpadają na pomysł, by oddać ją do "muzeum" (czytaj: domu opieki). Pasowałaby do sprzętów z epoki - telewizora Unitra, telefonu Aster i żelazka Dezamet – które nikomu nie są już potrzebne. Matka wpada jednak w szał - nie zostanie tam.
Dzieci mają kolejny pomysł - oddajmy matkę pod sąd. To coraz bardziej absurdalne rozwiązanie kończy się niepowodzeniem. Matki nie da się oskarżyć - jest skazana na łaskę i niełaskę swoich dzieci. A może by tak matkę oddać do "matkozmieniacza"? Zmienić się będzie mogła wtedy w seksowną babkę w szpilkach, z jędrnym ciałem i skończonymi studiami. W finale matka trafi jednak... na holenderski statek. Co wydarzy się na jego pokładzie?
Ciało lalki, a głowa i dłonie aktora
Spektakl zachwyca wizualnie. Reżyserka postanowiła użyć wielu miękkich form. Jak tłumaczyła, matka dla dzieci jest bagażem, właśnie dlatego w tej realizacji została lalką. Można się do niej też przytulić jak do maskotki.
Matka wygląda nieco upiornie - rozwiane włosy, zmęczona twarz, do tego otyły brzuch i piersi różnej wielkości. Brzydota może być fascynująca. Dodatkowo lalka matki występuje w różnych rozmiarach. Gdy leży w szpitalu, jest średnich gabarytów. Zmniejsza swoje rozmiary także po karmieniu (znakomita scena), by w finale rozrosnąć się do monstrualnych rozmiarów.
Kolejne formy to dzieci. W spektaklu twórcy posłużyli się tintamareską, czyli techniką łączącą ciało lalki z głową i dłońmi aktora. Warto podkreślić, że w taki sposób Agata Kucińska zagrała rolę Oskara w spektaklu "Blaszany bębenek", który w październiku 2018 r. wystawił Teatr Capitol we Wrocławiu. Za tę kreację aktorka zebrała mnóstwo pochwał. W białostockich "Matkach" trójka dzieci przywdziewa kurtki i czapki, by odegrać scenkę na szpitalnym łóżku. Jest też w spektaklu grupa stolikowych lalek matek-gwiazd, które rozmawiają o swoich pociechach.
Scenografia utrzymana jest z jednej strony w stylistyce retro - PRL-owskie sprzęty i fotel sprzed lat, a z drugiej - powiew świeżości wnosi zgaszony turkusowy odcień mebli. Nie brakuje zachwycających momentów. Takim z pewnością jest poród, gdy z matki po kolei wydobywa się trójka dzieci czy kulig, który organizuje matka na szpitalnym łóżku.
Występujący w spektaklu Aleksandra Ambrozik, Bernadetta Burszta, Katarzyna Mazur, Zofia Straczycka, Ewelina Zawada, Karol Czarnowicz i Rafał Gorczyca nie mają ani chwili wytchnienia. Z zaangażowaniem wcielają się w kilka ról, a nawet w aparaturę na oddziale intensywnej opieki medycznej.
Wybierzcie się na "Matki". Koniecznie.
Repertuar Teatru Szkolnego
anna.d@bialystokonline.pl