Pech Steinborsa
Trener Rafał Grzyb przed domowym starciem z Rakowem doszedł do wniosku, że na co dzień podstawowi piłkarze pierwszej jedenastki muszą nieco zastanowić się nad swoją aktualną dyspozycją, dlatego początek starcia z finalistą Pucharu Polski z wysokości ławki rezerwowych oglądali już nie tylko Xavier Dziekoński czy Kris Twardek, ale również Maciej Makuszewski, Jakov Puljić, a także Martin Pospisil. Przed szansą na pokazanie swych umiejętności stanęli za to m.in. Myroslav Mazur oraz Konrad Wrzesiński.
Pierwszą groźną akcję w meczu przeprowadzili białostoczanie. W 4. minucie po dośrodkowaniu Tomasa Prikryla uderzenie głową oddał Jesus Imaz, jednak gol w tej sytuacji nie padł, bo bramkarz gości - Dominik Holec - zdołał sparować piłkę ponad poprzeczkę. Chwilę później przyjezdni powinni grać już w "10", ponieważ w bestialski sposób w środku pola Przemysława Mystkowskiego wyciął równo z murawą Zoran Arsenić, ale sędzia Bartosz Frankowski był dla dawnego Jagiellończyka bardzo pobłażliwy i pokazał mu tylko kartonik koloru żółtego.
Grający bez kilku podstawowych zawodników Raków (odpoczywali m.in. Cebula i Schwarz) długo nie mógł sobie stworzyć niezłej okazji do zdobycia gola. W pierwszym kwadransie akcji nie zdołał zamknąć Gutkovskis, a w 18. minucie futbolówkę źle uderzył Tijanić. Źle, bo mimo niezłej pozycji piłka przeleciała dobry metr ponad bramką.
Jaga grała odważnie, lecz Żółto-Czerwoni nie unikali również błędów. W 24. minucie przyjezdni ruszyli z fantastyczną kontrą i ta omal nie zakończyła się otwarciem wyniku. Bezbramkowy remis zdołał utrzymać Tomas Prikryl. Czech w ostatniej chwili zdjął futbolówkę z nogi jednego z rywali, a 60 sekund później w rolę bohatera wcielił się Pavels Steinbors, który to w jednej akcji częstochowian zanotował dwie interwencje na najwyższym poziomie. Goście zaczęli zatem niemrawo, jednak z czasem nabrali rozpędu i to właśnie podopieczni Marka Papszuna stworzyli sobie lepsze sytuacje do objęcia prowadzenia. W odpowiedzi niecelne uderzenie głową, po dośrodkowaniu Wdowika, zanotował Mystkowski, po czym minimalnie obok słupka piłkę posłał Tudor.
Toczony w szybkim tempie mecz, mimo braku goli, mógł się podobać. W 35. minucie zza pola karnego, niestety wprost w bramkarza gości, uderzył Jesus Imaz, a za jakiś czas próbę zapakowania piłki do siatki, po zejściu na lewą nogę, podjął też Wrzesiński. Niestety 27-latek strzelił zbyt lekko, dlatego Holec z poprawną interwencją nie miał najmniejszych problemów.
Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem i jedną wymuszoną zmianą. Pod koniec tej części gry urazu uda doznał notujący świetny występ Pavels Steinbors, w efekcie czego młody Dziekoński bardzo szybko odzyskał miejsce między słupkami Dumy Podlasia.
Pierwotnie wydawało się, że Jaga przed udaniem się do szatni będzie miała jeszcze rzut karny, bo ten został nawet podyktowany, lecz po wideoweryfikacji VAR sędzia Frankowski ze swej decyzji się wycofał i uznał, że przewinienia na Imazie jednak nie było.
Emocje głównie w samej końcówce
Po przerwie piłkarską rywalizację lepiej wznowili goście, ale w dużej mierze była to zasługa Jagiellonii, gdyż to fatalny błąd białostockiej defensywy sprawił, że znakomitą szansę na gola miał Andrzej Niewulis. Ostatecznie bramka nie padła z dwóch powodów. Po pierwsze, świetną interwencję zaliczył Dziekoński. Po drugie, arbiter zasygnalizował pozycję spaloną. Xavier dobrze spisał się również w 54. minucie, gdy czubkiem buta futbolówkę uderzył wprowadzony w drugiej połowie Cebula.
Ogólnie rzecz biorąc, po zmianie stron tempo spotkania wyraźnie spadło. Ale nie, że odrobinę. Mecz stał się wręcz kopaniną rodem z klasy okręgowej. I tak zawodnicy kopali tu i tam, kopali, aż nastała 89. minuta, która mogła Dumę Podlasia kompletnie pogrążyć. Po centrze Tudora z prawej strony boiska samobójczego trafienia omal nie zaliczył bowiem Augustyn. Na szczęście odpowiednim refleksem popisał się Dziekoński. Później triumf Jagiellonii mógł zapewnić jeszcze Jesus Imaz, a następnie, kilkadziesiąt sekund przed ostatnim gwizdkiem sędziego, przyjezdni wyprowadzili niesamowicie groźną kontrę. Ponieważ sytuację sam na sam z Arakiem Xavier Dziekoński wybronił, bój zakończył się bezbramkowym remisem.
Podział punktów sprawił, że już w tym momencie, jeszcze przed rozegraniem swojego pojedynku w ramach 28. kolejki PKO Ekstraklasy, Legia Warszawa wywalczyła mistrzostwo Polski.
Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa 0:0 (0:0)
Jagiellonia Białystok: Pavels Steinbors (40' Xavier Dziekoński) - Tomas Prikryl, Błażej Augustyn, Myrosław Mazur, Bartłomiej Wdowik - Konrad Wrzesiński (64' Martin Pospisil), Bartosz Kwiecień, Taras Romanczuk, Przemysław Mystkowski (64' Jakov Puljić), Bartosz Bida (63' Godfrey Stephen) - Jesus Imaz
Raków Częstochowa: Dominik Holec - Zoran Arsenić, Andrzej Niewulis, Jarosław Jach (46' Petr Schwarz) - Fran Tudor, Iwo Kaczmarski (46' Ben Lederman), Marko Poletanović, David Tijanić (46' Marcin Cebula), Ivi Lopez (73' Mateusz Wdowiak), Patryk Kun - Vladislavs Gutkovskis (51' Jakub Arak)
rafal.zuk@bialystokonline.pl