Do przerwy poprawnie, po niej już nie
Za białostocką Jagą kolejny nieudany mecz, w którym to Duma Podlasia straciła punkty przez błędy indywidualne w defensywie. Te prawdopodobnie poszłyby w niepamięć (a wpadka Bartosza Kwietnia być może w ogóle by się nie pojawiła), gdyby Żółto-Czerwoni wykazali większą skuteczność pod bramką rywala.
- Pierwsza połowa nie była efektowna w naszym wykonaniu, ale przede wszystkim byliśmy odpowiedzialni pod względem taktycznym. Nie stworzyliśmy wielu dogodnych okazji, a mimo to strzeliliśmy gola na 1:0. Najwięcej pretensji do mojego zespołu mam o 25 minut przed stratą bramki wyrównującej. Daliśmy się wtedy zepchnąć do defensywy i w efekcie Raków stworzył dwie bardzo dobre sytuacje. Później gospodarze wyrównali, a potem sprokurowaliśmy po swoich błędach dwie okazje dla rywala w momencie, gdy mieliśmy piłkę przy nodze. Pierwszą sytuację wybronił Grzesiek Sandomierski, przy drugiej już się nie udało. Kluczowe były też momenty, w których my mogliśmy strzelić gola na 2:1. Najpierw Taras po przechwycie zagrywał do "Mudriego", który za długo zwlekał z oddaniem strzału, a za drugim razem Jesus uderzył w słupek. W efekcie straciliśmy dzisiaj trzy punkty - powiedział po spotkaniu z Rakowem Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii.
O ile przed przerwą na boiskowe wydarzenia kibice Jagi mogli jeszcze patrzeć z pewnym optymizmem, tak po zmianie stron dyscyplina taktyczna Podlasian kompletnie legła w gruzach.
- Dziś największe pretensje na pewno mamy do siebie za drugą połowę. Za to, że zbyt łatwo oddaliśmy prowadzenie i nie potrafiliśmy dłużej utrzymać się przy piłce. Nie mogę ocenić pozytywnie tego meczu ze względu na wynik. Z drugiej strony mecz mógł się podobać postronnym kibicom ze względu na zdobyte bramki. Ja jednak nie mogę być zadowolony z tego, w jaki sposób realizowaliśmy założenia taktyczne. Na pewno mieliśmy w tym sezonie znacznie lepsze spotkania - podsumował niedzielne starcie szkoleniowiec Jagiellonii.
Czołowa drużyna w kraju pokonana
Zdecydowanie więcej pozytywnych rzeczy o grze swego zespołu mógł powiedzieć trener rywali. Ten nie krył swej radości i stwierdził nawet, że ostatnie trzy kwadranse były prawdopodobnie najlepszymi w wykonaniu Rakowa na szczeblu PKO Ekstraklasy.
- Dużo radości, dużo pozytywów, bo odnieśliśmy zwycięstwo z czołową drużyną w Polsce, która ma dużo jakości w ofensywie. To jest główny pozytyw. Natomiast jest ich zdecydowanie więcej, bo to zwycięstwo po dobrej grze i udanej drugiej połowie w naszym wykonaniu. Nie wiem, czy nie była to nasza najlepsza druga połowa w tym sezonie. Fajnie się to oglądało. Dużo emocji, obie drużyny chciały wygrać, dlatego ten mecz tak się otworzył. Wydawałoby się, że nas ten jeden punkt powinien zadowolić, ale tak nie było. Chcieliśmy wygrać, co zresztą było widać. Chyba wszyscy się zgodzimy, że Raków parł i miał energię po strzeleniu bramki i wierzył w zwycięstwo, no i w końcu dopięliśmy swego. Myślę, że to nagroda za determinację, poświęcenie, ale też charakter tego zespołu - oznajmił trener gospodarzy, Marek Papszun.
Najbliższą okazję do rehabilitacji Jagiellonia będzie miała w sobotę (7.12). Tego dnia na stadion przy ul. Słonecznej zawita Zagłębie Lubin. Jeżeli chodzi o drużynę z Częstochowy, to ta w 18. kolejce zmierzy się w delegacji z prowadzoną przez Michała Probierza Cracovią.
rafal.zuk@bialystokonline.pl