Posterunkowi nawet nie widzieli sensu w zamykaniu go do aresztu. Dlaczego? Doskonale znali już tego jegomościa, który budził strach w centrum miasta. To były policjant, który został "przegnany z pracy na cztery wiatry". Oto, jak opisywali go białostoccy dziennikarze:
"Na ulicach Sienkiewicza i Lipowej w godzinach popołudniowych prawie codziennie obija chodniki jakiś niedużego wzrostu jegomość, który zachowuje się w stosunku do przechodzącej przez ulice publiczności w sposób najordynarniejszy i oburzający. Będąc zawsze pijany, chuligan ten zaczepia wszystkie przechodzące panie i panienki, mówi do nich bezeceństwa, szarpie je za ręce i ubrania, wymyśla im cynicznie, gania je po ulicy. Protestujących z powodu tego zachowania się mężczyzn chuligan ten obsypuje stekiem obelg i rzuca się do bójki, grożąc rewolwerem. Powtarza się to z dnia na dzień".
Obrzydł nawet policji
Gdy ktokolwiek z publiczności zwracał na chuligana uwagę posterunkowego i prosił o zatrzymanie go, padała odpowiedź:
- Nie radzę panu z nim zaczynać... Jest to znany awanturnik, były policjant, przepędzony ze służby na cztery wiatry. Policji już obrzydło nawet sporządzać na niego protokoły. A ile razy stawał on przed sądem - o tym i on sam dobrze nie wie. Co z nim pan zrobisz... - pytał policjant.
- Znaczy, że pan go zatrzymać i legitymować nie chce? - pytał oburzony białostoczanin.
- Mówię panu, iż jest to były policjant, awanturnik i zawalidroga. Nie radzę nawet z nim zaczynać. Szkoda czasu i ambarasu - podsumował posterunkowy.
Mieszkańcy byli więc wobec tego procederu bezradni, a groźny chuligan szalał dalej na ulicach miasta obrażając kobiety i grożąc przechodniom rewolwerem.
24@bialystokonline.pl