- Wystawa jest próbką pięciu technik tzw. podwodnej, śnieżnej, poziomej, obrotowej i pionowej - wyjaśniał podczas wernisażu artysta. Polegają one na rejestracji różnych obiektów, np. drzew, gałęzi, liści przez długi czas za pomocą aparatu znajdującego się w ruchu (z wyjątkiem zdjęć podwodnych, kiedy to woda płynie, a aparat pozostaje nieruchomy).
Efektem są wielobarwne obrazy z pogranicza fotografii i malarstwa. Żółte liście wydają się "tańczyć", śnieg "drży" na gałęziach, pajęczyna lśni na tle zieleni, kolory mieszają się, całości dopełnia światło. - Te fotografie mają większy ciężar gatunkowy niż malarstwo. Są prawdziwe, a nie wymyślone - przekonywał Andrejczuk. Trudna technika nie zraża naśladowców. - Żeby osiągnąć taki efekt, potrzebna jest jednak wieloletnia praktyka na planie filmowym - podkreślił fotograf. A taką Andrejczuk zdobył. Wielbiciele kina niezależnego na pewno pamiętają go jako autora zdjęć i montażystę kilku amatorskich fabuł, przede wszystkich legendarnych "Fikcyjnych pulpetów" będących pastiszem "Pulp Fiction". Na koncie ma również wielokrotnie nagradzany film "Sceny z użycia", który przed dziesięcioma laty wyreżyserował wspólnie z innym artystą pochodzącym z Białegostoku - Kobasem Laksą.
Andrejczuk nad projektem "Emanacje" pracuje od 2004 roku. Prezentował go już w szczecińskiej Galerii Fotart pod tytułem "Ruchańce". Zajmuje się również tradycyjną fotografią przyrodniczą. Zdjęcia z projektu "Obrazy znad Narwi i Biebrzy" publikował National Geographic, prezentowane były również w Muzeum Podlaskim. W tym roku zebrano je w albumie "100 obrazów znad Narwi".
21. już wystawę w Galerii Samorządowej Województwa Podlaskiego (ul. K.S. Wyszyńskiego 1 w Białymstoku, hall przy sali konferencyjnej - I piętro) można oglądać do 30 listopada w godzinach pracy urzędu.