"To, że tylu ludzi ma co jeść każdego dnia - to cud, że tylu nie ma - to podłość" – ten cytat z głośnego reportażu Martina Caparrosa "Głód" niestety doskonale oddaje sytuację, jaka panuje na świecie. Prawda jest taka, że ilość produkowanego obecnie jedzenia jest wystarczająca, żeby zapewnić wszystkim ludziom podstawowy poziom wyżywienia, adekwatny do potrzeb. Tak się jednak nie dzieje i mnóstwo żywności trafia do śmietnika. Tylko w Polsce marnowanych jest rocznie ok. 9 mln ton żywności rocznie.
Pierwsza w Białymstoku
Właśnie z tego powodu coraz popularniejszy staje się food sharing, czyli po prostu możliwość oddania jedzenia, którego sami nie zjemy, a nie chcemy go wyrzucić. Tego typu inicjatywa pojawi się także w Białymstoku.
- Przystępujemy do tej inicjatywy, ogłaszając konkurs skierowany do organizacji pozarządowych na prowadzenie takiego punktu – mówi Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
Jadłodzielnia Białostocka znajdować ma się w lokalu przy ul. Krakowskiej 1 (kamienica na skrzyżowaniu z ul. św. Rocha, naprzeciwko Centrum Aktywności Społecznej). Póki co został wyremontowany, a niedługo mają pojawić się tam półki i lodówki, w których będzie można składować jedzenie.
Nie wszystko się nada
Organizacja, która wygra konkurs, będzie miała za zadanie prowadzenie jadłodzielni, czyli otwieranie i zamykanie jej, a także sprawdzanie, czy zgromadzone tam produkty nie psują się. Lokal ma być otwarty od poniedziałku do piątku (godziny 8.00-18.00) oraz w soboty (9.00-14.00). Pracownik nie musiałby tam spędzać całego dnia. Przynieść jedzenie i po nie przyjść mógłby każdy.
Białostocka jadłodzielnia będzie miała trochę bardziej rygorystyczne zasady, niż jest to zazwyczaj. Nie będzie można bowiem przynosić żywności zrobionej przez siebie, a tylko i wyłącznie produkty zapakowane z widoczną datą ważności. Nie będzie można więc np. podzielić się jedzeniem po świętach, a restauracje czy bary nie będą mogły tam zwieźć tego, czego nie wykorzystają danego dnia, co jest często praktykowane na Zachodzie.
- Wystąpiliśmy do sanepidu o opinię, bo tutaj wchodzą także kwestie bezpieczeństwa zdrowia mieszkańców i dostaliśmy wskazówki, czego nie będzie można w takiej jadłodzielni uwzględniać i te wskazówki zostały ujęte w regulaminie – mówi Urszula Dmochowska, dyrektor Centrum Aktywności Społecznej.
Pół roku, a potem zobaczymy
Pierwszy konkurs przewiduje prowadzenie jadłodzielni do końca roku. Jeśli uda się znaleźć w miarę szybko organizację, to nawet od lipca. Jeśli jednak inicjatywa by się sprawdziła, miasto chciałoby ją kontynuować.
- Musimy sprawdzić, jak to będzie funkcjonowało. Nie możemy w tym momencie powiedzieć, że to będzie gigantyczny sukces lub, że nikt nie będzie z tego korzystał. Jeśli się sprawdzi, to jak najbardziej będziemy chcieli to kontynuować, bo dobrych rzeczy się nie zaprzestaje – zapowiada Tadeusz Truskolaski.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl