W poszukiwaniu współczesnego Skerli
W 2010 r. Jagiellonia Białystok po raz pierwszy (i jak do tej pory jedyny) sięgnęła po krajowy puchar, pokonując w Bydgoszczy I-ligową wtedy Pogoń Szczecin 1:0. Gola na wagę zwycięstwa strzelił obrońca podlaskiego zespołu - Litwin Andrius Skerla.
Tym razem trafienie litewskiego piłkarza raczej nie zapewni Żółto-Czerwonym cennego trofeum, bo Arvydas Novikovas jest kontuzjowany, a Justas Lasickas rzadko łapie się do meczowej kadry. Pisząc scenariusz podobny do tego sprzed 9 lat, może więc niech będzie to chociaż stoper? O, tu już szanse są większe. Ivan Runje potrafi odnaleźć się pod bramką rywali, choć często ma problem z rozregulowanym celownikiem. Mimo to Chorwat w tym sezonie zdołał 2-krotnie zapakować futbolówkę do siatki.
Ivan bohaterem, bo strzela swojego 3. gola w rozgrywkach 2018/2019 i nie pozwala, by Marian Kelemen skapitulował? Białostoccy kibice z pewnością nie mają nic przeciwko, by taki przebieg spotkania faktycznie się ziścił. Oby tylko defensor zdołał wyleczyć na czas kontuzję. Runje boryka się bowiem z urazem mięśni brzucha.
Mamrot jak Probierz?
Jeszcze niedawno wydawało się, że miano najlepszego trenera w historii białostockiego klubu, które dzierży Michał Probierz, długo nie zmieni swojego właściciela. A jednak nie można być tego takim pewnym. Ireneusz Mamrot już powtórzył ligowy sukces poprzednika, sięgając w batalii 2017/2018 po wicemistrzostwo kraju, a teraz ma szansę dorównać byłemu szkoleniowcowi także na polu pucharowym. Wystarczy najpierw pokonać Lechię, a później potwierdzić swą wyższość nad mistrzem kraju w trakcie meczu o Superpuchar. Tylko tyle i aż tyle.
Żółto-czerwony Narodowy
Czwartkowy (2.05) finał na PGE Narodowym to nie tylko wyjątkowy moment dla piłkarzy, ale także - a może przede wszystkim - wielki dzień dla białostockich kibiców. Mimo że najważniejszy mecz o krajowe trofeum odbywa się w Warszawie już od kilku lat, to jednak fani Dumy Podlasia dopiero po raz pierwszy otrzymają możliwość pojawienia się w ogromnej grupie na największym obiekcie w Polsce. Na sektorze jagiellońskim - za jedną z bramek - zasiądzie 11 000 żółto-czerwonych sympatyków. Zasiądzie to może złe określenie, bo w trakcie takiego meczu o grzaniu krzesełek nie ma mowy. Ci, którzy 9 lat temu byli w Bydgoszczy, wiedzą, że finał Pucharu Polski to nie jest wycieczka krajoznawcza, a te osoby, które nie miały okazji pojechać wtedy na bój z Pogonią, za chwilę się o tym przekonają.
Finałowe spotkanie to bowiem czas, gdy organizm kibica musi przeżyć ogromny wysiłek fizyczny. Zdarte do granic możliwości gardło, 2-dniowe zakwasy, a w razie triumfu 3-dniowy ból głowy, to coś, co nikogo, kto będzie w czwartek na sektorze Jagiellonii, nie powinno dziwić.
Spekuluje się, że łącznie na PGE Narodowym - wliczając sektory neutralne - pojawi się ok. 15 000 osób sympatyzujących z Dumą Podlasia.
Zadyszka Lechii
Faworytem finałowej rywalizacji w ramach Pucharu Polski jest oczywiście Lechia, która cały czas bije się o mistrzowski tytuł, ale trzeba zaznaczyć, że podopieczni Piotra Stokowca w ostatnim czasie nie prezentują się już tak, jak jeszcze jesienią czy na początku 2019 r. Gdańską ekipę dopadł mały kryzys, o czym doskonale świadczą wyniki najświeższych gier. 3 porażki w 4 ostatnich meczach i 12 straconych goli w tych starciach? Jeszcze niedawno takie coś byłoby nie do pomyślenia. Lechia miała przecież najlepszą defensywę w lidze, a 3 klęski zanotowała nie w kilkanaście dni, a w kilka długich miesięcy.
Czwartkowy bój, który rozpocznie się o godz. 16.00, poprowadzi Bartosz Frankowski z Torunia. Zdecydowanie wcześniej, bo ok. godz. 14.00, ruszy nasza relacja live prosto ze stadionu Narodowego. Już teraz na nią serdecznie zapraszamy. Będzie się działo!
rafal.zuk@bialystokonline.pl