Apele władz miasta, protesty społeczników i ludzi świata kultury, a także miłość mieszkańców do muralu, który już na dobre wpisał się w przestrzeń Białegostoku, ocaliła go. Minister kultury i dziedzictwa narodowego wydał już opinię w tej sprawie.
Podziela on stanowisko wojewódzkiego konserwatora zabytków. W piśmie przesłanym do białostockiego magistratu zaznaczył, że ochrona prawna budynku przy al. Piłsudskiego 11/4, na którym znajduje się mural, leży w interesie społecznym "ze względu na zachowane wartości artystyczne tego budynku". Obiekt posiada wartości zabytkowe, a ich utrzymanie jest konieczne celem zachowania dziedzictwa historycznego i kulturowego Białegostoku dla przyszłych pokoleń. Wydana decyzja jest ostateczna.
– Bardzo zależy nam na tym, by mural, który jest rozpoznawalny już nie tylko w Polsce, ale i za granicą, dalej pozostał w przestrzeni publicznej – komentuje zastępca prezydenta Białegostoku Rafał Rudnicki.
Rudnicki w lutym zwrócił się do ministra Piotra Glińskiego z apelem w obronie muralu. Stało się to po tym, gdy okazało się, że firma zainteresowana kupnem budynku po dawnym wydziale chemii (przed wojną mieściło się tam gimnazjum Druskina) od Uniwersytetu w Białymstoku planuje remont, a w jego ramach doklejenie gzymsów i wykucie w elewacji od strony alei nowych otworów okiennych. To oznaczałoby zniszczenie "Dziewczynki z konewką".
Zapobiec temu miał wpis budynku do rejestru zabytków (budynek był tylko w ewidencji). Chciał to zrobić wojewódzki konserwator zabytków, ale właśnie od decyzji konserwatora Uniwersytet odwołał się. Do resortu apelowali, oprócz Rafała Rudnickiego, także białostoccy radni. Oni zadecydowali też, by w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego pojawił się zapis chroniący mural jako dobro kultury współczesnej.
Dziewczynkę z konewką w 2013 r. namalowała Natalia Rak w ramach akcji "Folk on the street". Białostockim muralem zachwycono się m.in. w Chinach i Chorwacji, gdzie powstały podobne.
ewelina.s@bialystokonline.pl