"Z niczym przychodzimy na ten świat i nic z niego zabrać nie możemy" – mówi przysłowie egipskich urzędników skarbówki. Dziś przywiązanie do rzeczy materialnych sięga u przeciętnego człowieka zenitu. Chcemy mieć. Tak po prostu. Nie tylko telewizor czy łyżworolki i nie tylko za życia.
Wiele się mówi o zgodzie na oddawanie organów po śmierci. O tym, że to, co nam już jest raczej obojętne, komuś może przysporzyć wiele radości. Taki prezent – niespodzianka – który, jak mówi współczesna medycyna, nie potrafi funkcjonować bez nas, ale podarowany komuś, jeszcze posłuży.
A my? Jak dzieci. To moje, nie oddam. Przywiązałem się do moich organów, bardzo się polubiliśmy, nie możemy żyć bez siebie. Ale czy to powód, żeby ktoś inny też nie mógł skorzystać z nich po Twojej śmierci – skoro one takie fajne? Myślę, że po prostu boimy się o tym mówić wprost. Powiedz dziś najbliższym o swojej decyzji. O tym, że nie planujesz zabrać swojej ręki ani oka ani nerki do nieba.
Oddaj potrzebującym, nie żałuj.
Z drugiej strony:
Trudny to temat. Szacunek i godność do człowieka objawia się przecież też w odpowiednim szacunku do niego po śmierci. Ubierają nas wtedy ładnie, malują, kładą w trumnie i żegnają się zgodnie z wielowiekowym obrządkiem, tak jak żegnali się z naszymi dziadkami i pradziadkami. Od lat tak samo, z czcią i respektem.
Jeszcze kilkanaście lat temu nikomu do głowy by nie przyszło, żeby w ogóle proponować coś takiego. Nikt nie wyobrażał sobie, żeby do grobu złożyć kogoś bez nerki albo serca. Równało się to bezczeszczeniu ciała. Wielu dziś nadal sobie nie wyobraża.
Jest z tym pewien problem. Jak można, będąc w pełni sił umysłowych, zgodzić się na takie rzeczy? Żeby dobrowolnie oddać swoje organy obcemu człowiekowi? Żeby zostać bez jakiegoś kawałka mnie? Niewyobrażalne. Przecież to jestem nadal ja, nawet jak już nie mówię i nie słyszę i nie oddycham. To moje organy, ze mną rosły i żyły. Nie oddam.
A Ty? Oddasz nerkę?
24@bialystokonline.pl