Jak podaje przedwojenna prasa "ambulans posiadał stół operacyjny, narzędzia chirurgiczne oraz aparaty dezynfekcyjne do przeprowadzania niezbędnej dezynfekcji".
Między godziną 1 a 2 w nocy w tamtych dniach funkcjonariusze kolejowi zauważyli podejrzane postacie około ambulansu i usłyszeli ich tajemnicze szepty i szmery... A gdy zaciekawieni tym zjawiskiem podeszli bliżej – tajemnicze postacie zniknęły we wnętrzu ambulansu.
Zawiadomiono o tym niezwłocznie policyjny posterunek kolejowy. Przybyli z posterunku policjanci wraz z funkcjonariuszami kolejowymi zaczęli badać sytuację i zaglądać przez okna ambulansu do jego wnętrza. Widok, który przedstawił się oczom obserwatorów, był zaiste niezwykły... Oto w ambulansie paliły się wszystkie światła elektryczne, zaś dezynfektor ambulansu, urzędnik kolejowy, w stanie mocno roznegliżowanym robił dezynfekcję jakiejś kobiecie w stroju na wpół-rajskim...
Tajemnicze persony
Mocno zaciekawiona tym policja zaczęła pukać do okien i drzwi ambulansu. Palące się w nim lampy elektryczne natychmiast zgasły, drzwi zaś ambulansu za nic nie otwierały się... Na próżno pukali i dobijali się policjanci – ambulans pozostawał głuchy i niemy. Pozostawiwszy w ukryciu posterunek, policja oddaliła się. A po upływie pół godzinki z ambulansu wylazły dwie figury, które natychmiast zostały przez policję ujęte i odprowadzone do podkomisariatu kolejowego. Jedną z tych postaci okazał się ów dezynfekator ambulansowy, drugą zaś – obiekt dezynfekcji - niejaka Barbara Kowalska, niewiasta lat 29 bez stałego miejsca zamieszkania.
"Dezynfekowaną Barbarę odstawiono do podkomisariatu, gdzie o dezynfekcji na stole operacyjnym przy świetle lamp elektrycznych spisano protokół".
24@bialystokonline.pl