"Biały świt wczorajszej nocy rozjaśnił miejskie, we śnie pogrążone ciche mury i ulice. W dyżurce białostockiego przytułku ratowania chorych "Linas Chacedek" trwało na posterunku trzech ludzi: lekarz i dwóch dyżurnych. Szofer pogotowia spał snem sprawiedliwych na dyżurnej kozetce. Raptem monotonię bezsennej nocy przerwało wejście krzykliwie-balowo ubranej niewiasty. Rozpoznali w niej fordanserkę z "Centralu", panią Zosię. Miłe to dziewczę, ale gdy sobie więcej trunków pozwoli, staje się trudne do zniesienia:
- Czy jest doktór?
- Jest. Co pani życzy? Proszę powiedzieć, po co.
- Dajcie mi doktora! Chcę z nim spędzić noc poślubną – krzyczała dziewoja.
Na ulicy niezła heca
Obecni usiłowali ją uspokoić, ale pijana miotała się, rzucała jak pantera na szofera. Zaczynała go całować i gryźć. Śpiący szofer z początku nie zdawał sobie sprawy, co się dzieję, dopiero po chwili dotarło do niego, że miał na sobie wonne ciało niewieście, co go gryzie i pieści. Obecni w dyżurce mężczyźni postanowili odprowadzić pijaną Zofię do domu przy ulicy Kupieckiej 6. Na ulicy znów heca. Zosia nie chce iść sama spać. Rzuca się, zdziera wszystkie swe szaty i w negliżowym stroju zaprasza wszystkich na rozkosze w damskim pokoju. Nawet dozorca domu czerwieni się z emocji, nawet odrapane mury i kamienice zdają się obracać ze wstydu. Biedna, pijana Zosia – ofiara swego pijacko-tanecznego zawodu zostaje wreszcie przemocą zamknięta w swoim pokoju. Żegnajcie, wizje rozśpiewanej, tanecznej nocy...”
24@bialystokonline.pl