Zabytkowy budynek z XIX w., który stoi przy ul. Dąbrowskiego 14, jest w opłakanym stanie. Obecnie jego właścicielem jest prywatny inwestor, który odkupił go od miasta w 2014 r. Jednak w umowie kupna zawarto zapis, że nabywca zobowiązuje się do wyremontowania zabytku, co też było powodem udzielenia 10% bonifikaty. W wypadku niespełnienia tego warunku, miasto mogło w ciągu 2 lat odkupić kamienicę za cenę sprzedaży.
Kamienica niszczeje, budowlańców nie widać, a 2 lata od podpisania umowy minęły w kwietniu. Miasto tłumaczy, że nie postanowiło odkupić budynku, ponieważ inwestor zadeklarował, że prace remontowe ruszą po wydaniu opinii podlaskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków, który otrzymał wniosek 30 grudnia 2014 r. Aktualnie tę opinię zatwierdzić ma jeszcze Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Chybiony atak?
Niezależnie od postępowania konserwator może wydać zalecenia przeprowadzenia prac, które mają na celu poprawienia stanu budynku, jednak tego nie zrobił. W ramach porozumienia mógł on przekazać nadzór nad kamienicą miejskiemu konserwatorowi, co zrobił, a ten zamierza skontrolować stan prowadzonych działań 7 grudnia. To jednak nie wystarczy dla radnych.
- W dalszym ciągu informacje są bulwersujące – mówi radny PiS Tomasz Madras. - Kamienica została kupiona na lepszych warunkach, ponieważ było zastrzeżenie, że do końca 2015 r. będzie ona wybudowana, co się jednak nie stało.
- Mam obawy, że ten budynek podzieli los innych zabytkowych kamienic. Jako przykład można podać zabytek przy ul. Jurowieckiej czy przy ul. Sienkiewicza – dodawał Henryk Dębowski (PiS).
W odpowiedzi prezydent Tadeusz Truskolaski zauważył, że to jest kolejny sposób Prawa i Sprawiedliwości, żeby podważyć jego autorytet:
- Żyjemy w epoce permanentnego ataku na legalnie wybranych przedstawicieli samorządu lokalnego. Działania radnych PiS są kolejnym pretekstem do ataku na prezydenta. To że dbacie o zabytki, to jest wyłącznie pretekst.
Na tym jednak nie poprzestał i wypunktował, że tak naprawdę zarzuty radnych PiS nie powinny być skierowane do niego, tylko do wojewódzkiego konserwatora zabytków Andrzeja Nowakowskiego.
- Zgodnie z porozumieniem zawartym między miastem a wojewódzkim konserwatorem zabytków, wszystkie sprawy wszczęte przed jego zawarciem pozostają w gestii wojewódzkiego konserwatora - tłumaczył prezydent. - Tak naprawdę wszystkie zarzuty są do niego. Nie do prezydenta czy konserwatora miejskiego. Konserwator nie zrobił nic. Wszczęto postępowanie i nic nie zostało dalej z tym zrobione.
Radni mieli również wątpliwości, czy tak krótki termin na przeprowadzenie prac konserwatorskich dla właściciela i tylko 2-letni czas na odkupienie przez miasto kamienic nie były źle dobrane.
- Czas na przeprowadzenie prac również ustalał konserwator wojewódzki. Chcąc atakować prezydenta, zaatakowaliście państwo tak naprawdę wojewódzkiego konserwatora zabytków z nadania własnej partii - mówił
Prezydentowi głosu się nie odbiera
W pewnym momencie Tadeusz Truskolaski skupił się na temacie ataku na jego osobę. Zaczął też mówić o kwestiach edukacyjnych. Przerwać chciał mu przewodniczący rady Mariusz Gromko.
- Nie ma takiego zwyczaju, żeby odbierać głos prezydentowi miasta. Będę mówił do godz. 24.00, jak będę chciał, a pan ma tutaj siedzieć i słuchać - mówił prezydent Truskolaski. - Proszę pokazać mi punkt regulaminu, że można odebrać prezydentowi głos. Proszę nie przekraczać swoich uprawnień.
Mimo tłumaczeń ze strony prezydenta i jego otoczenia, radni na koniec i tak postanowili poddać pod głosowanie stanowisko w sprawie wezwania go do podjęcia jakichś działań w sprawie kamienicy przy ul. Dąbrowskiego 14. Nie sprecyzowali tylko jakich i biorąc pod uwagę, że miejski konserwator zaczął już działać, chyba zrobili to na próżno.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl