Czerwona kartka zamiast pomóc, to zaszkodziła
3 punkty, które pozwalają zbliżyć się do ligowej czołówki, są? Są. Fatalna seria spotkań bez zwycięstwa na stadionie Lechii została zakończona? Została. Po pierwszym meczu w 2021 r. kibice Jagiellonii mogą być zatem względnie zadowoleni. Dlaczego tylko względnie? Bo w starciu z podopiecznymi Piotra Stokowca Duma Podlasia długo grała w przewadze jednego zawodnika, a mimo to niemal do końca spotkania triumf w Gdańsku wcale nie był pewny.
- Dzisiejsze zwycięstwo to dla nas bardzo dobre rozpoczęcie tego roku. Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że ta wygrana nie przyszła nam łatwo. Wynik nie do końca odzwierciedla to, co działo się na boisku. Do drugiej zdobytej przez nas bramki ten mecz był bardzo wyrównany. W pewnych momentach drugiej połowy brakowało nam spokoju i dokładności, co pozwalało Lechii na nawiązywanie walki. Z niej natomiast zawsze wynikają stałe fragmenty gry. Dzisiaj nie było inaczej, a dodatkowo były one po stronie Lechii bardzo groźne, ale świetnie spisał się Xavier Dziekoński - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Bogdan Zając, trener Jagiellonii.
Żółto-Czerwoni tuż przed przerwą i po zmianie stron wyraźnie osiedli na laurach, ale początek pojedynku był w wykonaniu białostoczan niezwykle udany.
- Zanotowaliśmy bardzo dobre wejście w mecz. Szybko strzeliliśmy gola, mieliśmy także kilka sytuacji, które powinniśmy lepiej rozwiązać w fazie finalizacji. Czerwona kartka dla zawodnika Lechii wprowadziła zbyt dużo rozluźnienia w nasze poczynania. Nie jestem zadowolony z tego, co prezentowaliśmy na boisku pod koniec pierwszej połowy i przez około 20 minut po zmianie stron. Nie tak miało to wyglądać - dodał szkoleniowiec Dumy Podlasia.
Co zatem sprawiło, że Jagiellończycy podczas gry w przewadze prezentowali się słabiej niż wtedy, gdy rywal miał na boisku 11 zawodników?
- Trudno jednym zdaniem wskazać przyczynę tego, co spowodowało nasze trudności z płynnością w grze w drugiej połowie mimo faktu, że mieliśmy jednego zawodnika więcej. Pierwsza sytuacja po zmianie stron, po której powinniśmy prowadzić 2:0, gdyby została wykorzystana, wprowadziłaby więcej spokoju w nasze poczynania. Druga połowa nie przebiegała pod nasze dyktando. Do momentu czerwonej kartki bardzo dobrze kontrolowaliśmy mecz, byliśmy zorganizowani i wyprowadzaliśmy dobre ataki. Jestem zatem bardzo zadowolony z 35 minut pierwszej połowy, ale później nie graliśmy tak, jak powinniśmy - oznajmił Bogdan Zając.
Niecodzienny wyczyn młokosa
Jeszcze więcej powodów do niezadowolenia ma po sobotnim (30.01) pojedynku trener Lechii. Zespół z Gdańska zaliczył ewidentny falstart, a na dodatek fatalny występ odnotował Jakub Kałuziński, który w ciągu kilkunastu sekund zobaczył dwie żółte kartki, w efekcie czego 18-letni piłkarz musiał opuścić boisko.
- Jestem rozczarowany noworoczną inauguracją. Źle weszliśmy w mecz, brakowało nam koncentracji. Szybko stracona bramka wprowadziła wiele nerwowości w nasze poczynania. W klubie staramy się stawiać na młodych zawodników. Jednemu z nich zagotowała się głowa. Nie chcę dyskutować o tym czy była to słuszna, czy nieprawidłowa decyzja arbitra. Potoczyło się to tak, że musieliśmy grać w dziesięciu i zaryzykować - powiedział Piotr Stokowiec, szkoleniowiec gospodarzy.
W następnej kolejce Lechia znów zagra u siebie, tym razem z Wartą Poznań, natomiast Jaga uda się na kolejny wyjazd. Żółto-Czerwoni, w Krakowie, zmierzą się z miejscową Wisłą.
rafal.zuk@bialystokonline.pl