- Kiedyś jechałem pociągiem z dyrektorem Muzeum i rozmawialiśmy na temat mojej wystawy w Białymstoku - opowiada artysta o pomyśle ekspozycji jego prac w naszym mieście. - Jakiś czas później uświadomiliśmy sobie, że jednocześnie ja kończę 60 lat i 60 lat kończy Muzeum...
- Muzeum zrobiło sobie wspaniały prezent, bo czym może być taki wspaniały artysta - otwierał podwójnie jubileuszową wystawę Andrzej Lechowski.
A że Stasys Eidrigevicius artystą wspaniałym jest, o tym nie będzie trzeba przekonywać nikogo, kto odwiedzi wystawę "Z biegiem lat...".
Jak sam twórca wyjaśnia, w ratuszowej ekspozycji można odnaleźć 9 przestrzeni. Z lat 80. pochodzą miniaturowe, nieco ponure tempery. Powstały w ciemnej warszawskiej pracowni, krótko po tym jak artysta osiedlił się w Polsce. Obok wiszą ascetyczne rysunki wykonane czarną cienką kreską. Ogromne wrażenie robią "Smutki". Powstałe w latach 90. w Kazimierzu Dolnym instalacje-rzeźby, których kończyny i włosy tworzą korzenie lub gałęzie, zaś ich paradoksalnie wymowno-tajemnicze twarze powstały na deskach i starych pilśniach. Jedną z najmłodszych dziedzin Eidrigeviciusa jest fotografia aranżacyjna. Nadzy, młodzi mężczyźni w zaskakujących pozach, z jeszcze bardziej zaskakującymi rekwizytami (jak chociażby dłoń, z przytwierdzonymi do palców kurzymi łapkami, raniąca klatkę piersiową) nieraz wręcz szokują. Artysta wyjaśnia, że pomysły na te inscenizacje zsyła mu sam Bóg. Sztandarową dziedziną polsko-litewskiego twórcy jest z pewnością plakat. Zawarte na nim symboliczne przedstawienia trafnie oddają wymowę tematu, niezależnie czy dotyczy filmu, wystawy (jest m.in. twórcą plakatu do białostockiej wystawy z 1987 r. "Afganistan - sztuka i rękodzieło") czy opiniotwórczego tygodnika ("Polityki", której "Paszport" dostał w 1994 r.). W Japonii zachwycono się rekwizytami z autorskiej sztuki Eidrigeviciusa "Biały Jeleń". Są to długie rulony płótna, których rozwijanie odsłania kolejne sceny. Oglądając wystawę dużo czasu należy spędzić przy "Bouzkachi". To pokazywany na wystawie film, w którym Statys zagrał wędrownego artystę. Jego projekcji towarzyszą pastele, które nawiązują do kadrów filmu, w tym 10-metrowy, prezentowany po raz pierwszy.
Wystawy nie można obejrzeć szybko. Nie tylko ze względu na setki wręcz prezentowanych tu prac; ich wymowną głębię, która wymaga przystanięcia i zastanowienia się nad każdą z nich (z pewnością jest to truizmem dla tych, którzy znają twórczość Statysa), ale też zdjęcia-panoramę życia artysty. Ułożone niczym klatki kliszy fotograficznej oplatają sale wystawiennicze. Jak wyjaśnia sam twórca, mają współgrać z pracami i je uzupełniać. Opatrzone komentarzami Statysa opowiadają, często bardzo osobiście, jego życie.
Idealnie współgra z tematyką i nastrojem poszczególnych dzieł nieco mroczny sposób ich ekspozycji, zaaranżowany przez współpracującego z artystą Andrzeja Strokę.
- Największą radość daje mi proces tworzenia - opowiada artysta. - Znalezienie trafnego pomysłu, a potem jego udana realizacja. Ważną dziedziną jest dla mnie plakat. Miłe jest, gdy ktoś wspomina ilustrowane przeze mnie książeczki. Wychowuje się na nich już drugie pokolenie, to niezwykłe uczucie. Jak mówi twórca, teraz nasze muzeum nabrało innego wymiaru - jest jak Centrum Pompidou. Można się o tym przekonać do końca stycznia.
Stasys Eidrigevicius urodził się w polsko-litewskiej rodzinie we wsi Medyniszki na Litwie. Uczył się w Kownie, studiował w Wilnie. Po kłopotach z cenzurą, w 1980 r., przeniósł się do Warszawy. Jego twórczość znana i doceniana jest na całym świecie. Wystawiał m.in. w Szwajcarii, USA, Japonii, Szwecji, Meksyku, Finlandii, Danii czy na Litwie.