Od kilku tygodni lokale gastronomiczne w całej Polce mogą przyjmować klientów przy zachowaniu 75% obłożenia sali. Białostoccy restauratorzy uważają, że wszystko wraca, a nawet już wróciło do normalności, a pełne sale i ogródki pozwalają powoli odrobić (chociaż częściowo) straty za poprzednie miesiące. Aczkolwiek nie kryją niepokoju przed kolejną falą i tym, co z sobą przyniesie.
– Przewidywaliśmy, że gdy tylko otworzą się restauracje, nasi stali bywalcy chętnie wrócą do jedzenia na mieście. Mimo to pierwsze tygodnie po zniesieniu restrykcji były dla nas miłym zaskoczeniem. Ruch jest bardzo duży, widać radość i ogromną chęć spędzania czasu razem – mówi Urszula Olechno z KOKU Sushi.
Powodów do radości nie kryją też właściciele innych lokali:
– Dla kawiarni czas zamknięcia był szczególnie trudny. Podstawą ich istnienia jest przecież bezpośrednie spotkanie z drugim człowiekiem i wypicie kawy w miłej atmosferze. Dlatego powrót gości cieszy nas podwójnie. Ich zresztą też. Widać, że Białostoczanie odkrywają nas na nowo i bardziej doceniają każde tego typu wyjście – komentuje Marcin Zalewski, jeden z założycieli sieci kawiarni the White Bear Coffee.
Wielu klientów cieszy restauratorów
Restauratorzy zauważyli, że nie tylko zwiększył się ruch, ale i zainteresowanie np. cateringiem:
- Od momentu, kiedy mogliśmy zacząć działać w lokalu, mieliśmy zauważalnie większy ruch, porównując do lat ubiegłych. Mamy też zwiększoną liczbę zapytań o catering, z uwagi na to, że wiele wydarzeń i uroczystości nie mogło się odbyć w ostatnim czasie. Mimo że trwa właśnie sezon urlopowy, nie brakuje też osób, które nas stale odwiedzają – komentuje Patryk Chwaniak z Bistro Dobra Zmiana.
Tłumy w lokalach gastronomicznych najpewniej spowodowane są tym, że ludzie mają już dość siedzenia w domu, chcą się rozerwać i spotkać ze znajomymi. Nie jest też zauważalny lęk przed kontaktami społecznymi, jak to miało miejsce jeszcze kilka miesięcy temu.
– Nie zauważyliśmy, aby nasi goście mieli jakieś obawy związane z koronawirusem. Raczej wszyscy cieszą się z możliwości powrotu do "normalności" oraz życia zapamiętanego sprzed pandemii – przekonuje Krzysztof Kuderewski z nowo otwartej restauracji Enklawa Cafe Canteen Bar, która już zyskała stałe grono bywalców.
Jest też praca
W związku z otwarciem lokali pojawiło się też sporo nowych ofert pracy w branży gastronomicznej. Okazuje się, że jest ich tak dużo, że gdzieniegdzie wciąż jest problem ze skompletowaniem załogi.
- Obecnie stale poszukujemy rąk do pracy, jakiś czas temu wystartowaliśmy nawet ze specjalną kampanią zachęcającą młodych ludzi do związania swojej przyszłości z KOKU Sushi. Pandemia sporo tu namieszała i nadszarpnęła zaufanie do branży oraz restauracji jako stabilnego pracodawcy. Udowadniamy jednak, że są firmy, które nadal oferują dobre warunki, bez strachu o kolejną falę i lockdown. My dajemy ponadto szansę na rozwój w ogólnopolskiej sieci, pakiety szkoleń oraz atrakcyjne wynagrodzenia – mówi Urszula Olechno.
Na wielu witrynach białostockich lokali mieszczących się w centrum można zobaczyć kartki z napisem "zatrudnię pracownika", czy "szukamy pracowników".
Obawa przed kolejną falą i zamknięciami
Cała branża gastronomiczna wciąż obawia się tego, co przyniesie jesień. Szczególnie, że ciągle mówi się o kolejnej fali COVID-19.
- Branża gastronomiczna mocno ucierpiała podczas lockdownów, dlatego wszyscy obawiamy się tego, co może się wydarzyć jesienią. Ale nie przygotowujemy się specjalnie na czarny scenariusz. Wręcz przeciwnie - mówi właściciel Enklawy.
Wielu restauratorów stara się maksymalnie wykorzystać obecny czas i otwiera kolejne punkty:
- Działamy więc nie na sto, ale na dwieście procent. Ograniczenia nie będą trwały wiecznie, dlatego chcemy jak najlepiej wykorzystać sprzyjający czas, który mamy obecnie – podsumowuje Marcin Zalewski.
justyna.f@bialystokonline.pl