We wtorek (7 marca) prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz ogłosił, że ostatniego dnia marca dojdzie do strajku w szkołach. O tym, które placówki do niego przystąpią, decydowały wewnętrzne referenda. W woj. podlaskim załogi z ok. 10% szkół wyraziły swoje poparcie. Najwięcej z nich znajduje się w Białymstoku.
- To nie jest dużo, ale często miała na to wpływ skala nacisków z samorządów i kuratorium. Pracownicy w wielu przypadkach mówili, że boją się szykan i tego, że jeśli ich nazwisko znajdzie się na liście strajkujących, to mogą nie znaleźć pracy po wejściu w życie reformy edukacji – mówi Andrzej Gryguć, prezes Podlaskiego ZNP. - Gdyby jednak referenda były przeprowadzone obecnie, to myślę, że więcej osób popierałoby strajk. Bo widzą, co rząd zrobił z siatką godzin, i to, że zaczynają majstrować przy płacach.
Związkowcy domagają się spełnienia dwóch postulatów – zapewnienia obecnych miejsc pracy do 2022 r. oraz podwyżki dla pracowników o przynajmniej 10%. 31 marca zostaną one wywieszone w szkołach. Osoby, które wezmą udział w strajku, nie będą pracować. Pozostałym pracownikom obowiązki mają zorganizować dyrekcje, które także muszą zapewnić na czas lekcji opiekę uczniom. Komitety strajkowe muszą zgłosić dyrekcjom to, że biorą udział w strajku do 24 marca.
Andrzej Gryguć twierdzi, że nie będą to jedyne przejawy protestu. Środowiska rodziców, które są przeciwko reformie edukacji, organizują akcję, w ramach której zachęcają do nieposyłania dzieci do szkoły w piątek (10 marca).
- W tej akcji jesteśmy siłą wspierającą. Póki co inicjatywy rodziców rozwijają się w dużych miastach, ale w najbliższym czasie powinny się do tego przyłączyć mniejsze, lokalne społeczności – mówi Andrzej Gryguć. - Rodzice widzą, że na tych reformach przede wszystkim tracą ich dzieci. Przecież planowane zmiany redukują 880 godzin w całym cyklu nauczania. To jest jeden rok kształcenia ogólnego. Zamiast się rozwijać, cofamy się do XIX w.
Cały czas są także zbierane podpisy popierające idee przeprowadzenia referendum z pytaniem: "Czy jest pan/pani przeciwko reformie edukacji, którą rząd wprowadza od 1 września 2017 r.?". Do końca marca inicjatorzy powinni skompletować 500 tys. podpisów. Obecnie sam ZNP ma ich ok. 170 tys., ale w zbieranie włączyły się różne środowiska, w tym polityczne. Rzeczywista ilość jest więc zapewne dużo większa.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl