Była to oficjalna białostocka premiera kolejnego po nominowanej do Oscara "Katedrze" i wyróżnionej m.in. nagrodą Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA "Sztuce spadania" filmu artysty pochodzącego z Białegostoku, od kilku lat związanego z warszawskim studiem Platige Image.
Od komiksu do animacji
Z komiksami Skutnika, gdańskiego rysownika znanego prócz cyklu "Rewolucje" też z komiksów "Morfołaki", "Blaki" oraz licznych gier komputerowych (popularnością cieszy się 10 Gnomes), Bagiński zetknął się 4 lata temu. Podsunięte przez jednego z dziennikarzy historyjki nosił przez kilka tygodni w plecaku. Gdy po nie wreszcie sięgnął, na początku nie widział w nich filmu. Dopiero gdy doszedł do nowelki o wynalazcy, który tuż przed braćmi Lumiere konstruuje urządzenie do wyświetlania ruchomych obrazów, przedkładając przy tym pracę nad rodzinę, zachwycił się. Następnego dnia już dzwonił do Skutnika. Twórczość Mateusza jest bardzo charakterystyczna. Postacie z dużymi głowami, rysowane piórkiem, kolorowane akwarelą. - One bronią się w komiksie, ale w filmie wyglądałyby dziwnie - tłumaczył Tomek Bagiński po projekcji. Zostawił ten projekt i rzucił się w wir pracy nad "Wiedźminem". Wtedy uzyskał kontakt do Kuby Jabłońskiego i o to właśnie on narysował "Kinematograf". Nad filmem około roku pracował ponad pięćdziesięcioosobowy zespół.
Z dbałością o szczegóły
Bagiński opowiedział, jak gigantyczną pracę wykonała ekipa. Efekt jest zniewalający. Krótkie dziełko zachwyca technicznym mistrzostwem, perfekcją wykonania. Najwięcej pracy wymagała postać Wynalazcy nazwanego przez twórców filmu Francisem. Były propozycje z różnymi nosami i okularami. - Sama fajka, którą Francis pali, miała chyba 13 wersji - zdradził Bagiński. Żona Wynalazcy, czyli Elisabeth wymagała mniej wysiłku. Choć jej skóra ma charakterystyczną fakturę. Bagiński wyjaśnił, że chcieli zaproponować coś innego, bardziej plastycznego. Kolejne postacie: Sklepikarz, u którego zaopatruje się Francis, Doktor, najbardziej zbliżony do oryginału Skutnika i bohaterowie drugiego planu, których prawie nie widać. Akcja filmu dzieje się w epoce wiktoriańskiej, więc również otoczenie musiało pochodzić z tego okresu. Po ulicach jeżdżą charakterystyczne automobile. - Chodziło o to, by miasteczko było narysowane "źle", bez absolutnej perfekcji, ale było bogate w detal - podkreślał reżyser. I wreszcie strych Francisa, a w nim różne maszyny i projektor. Na ścianie prowadzącej na górę zawisły rysunki, które nie trafiły do filmu. - W ten sposób właśnie się w nim znalazły - uśmiechnął się Bagiński.
Nieustanna praca wyobraźni
Zaczyna się od modelowania, czyli nadawania rysunkom trzeciego wymiaru. Wszystko robią modelarze, często ludzie po ASP, a nie komputery - opowiadał Bagiński. - Model Francisa zajął nam chyba 3 tygodnie. Potem przygotowujemy modele do animacji. Trzeba nadać im mimikę. To pierwszy mój film, w którym postacie animowane są w ubraniach. Możliwe jest to dzięki komputerowym symulacjom.
Wszystkie modele postaci "Kinematografu" są malowane ręcznie, podobnie jak scenografia. Rysunki były w wysokiej jakości, miały wielkość billboardu. - Przez długi czas pracuje się na tzw. animatiku, czyli pierwszej prymitywnej wersji filmu. To ciągła praca wyobraźni, bo film widzi się dopiero na koniec - kontynuował opowieść artysta. W ciągu kilku dni pojawiają się ujęcia. - Najbardziej lubię pierwszy etap, kiedy pracuje się nad scenariuszem i właśnie ten ostatni, kiedy wykonuje się ogromną robotę, której nie widać i wreszcie pojawia się film - mówił Bagiński.
Ważną rolę w przejmującej, smutnej historii pełni muzyka. Napisali ją Adam Skorupa i Paweł Błaszczak, którzy pracowali z Bagińskim przy grze "Wiedźmin". Krzysztof Herdzin rozpisał wszystkie partytury dla muzyków. - Ten film był testem przed długim metrażem, do którego się przymierzamy. Gigantyczną robotę wykonały też nasze rodziny pozwalając, by nasze pasje się rozwijały - przyznał Bagiński. Za kilka miesięcy powinna ukazać się też książka prezentująca szczegóły pracy nad filmem, w tym szeroki wybór szkiców plastycznych.
Nad czym pracuje Bagiński?
Artysta uchylił rąbka tajemnicy i pokazał projekty, które go teraz pochłaniają. Pierwszy to animowana historia Polski przygotowywana na EXPO 2010 w Szanghaju. Bagiński: - Jest tu sporo uproszczeń, sporo rozwiązań komiksowych i zabawy na poziomie gry komputerowej, ale zależy nam, by przybliżyć historię Polski osobom, które nie wiedzą nawet, gdzie ona leży. Poza tym mamy tysiąc lat przedstawić w 8 minut!
Dwa pozostałe projekty studio Platige Image realizuje we współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego. Od dwóch lat pracuje nad animacją komputerową przedstawiającą przelot nad zburzoną w czasie powstania Warszawą. - Otrzymaliśmy 600 zdjęć zrobionych przez radzieckie samoloty. Ani jeden budynek nie ma na nich dachu - mówił Bagiński. - Ten obraz przekształcamy w formę trójwymiarową, jak najbardziej realistyczną, tak, by pokazać ogrom zniszczeń. To tylko pierwszy etap tego projektu. W przyszłości być może będzie może przespacerować się zniszczonym miastem.
Natomiast "Hardkor 44" to projekt animowanego filmu pełnometrażowego o Powstaniu Warszawskim z wartką akcją i licznymi efektami specjalnymi. Ma być skierowany do międzynarodowej widowni. Planowany czas zakończenia realizacji to 2012 rok.
Organizatorzy również przygotowali niespodziankę. Jedna z sal kina Helios w Galerii Alfa zyskała imię Tomasza Bagińskiego. Twórca otrzymał też bezpłatny bilet do Heliosa ważny do 2999 roku.