Sprawa dotyczy zdarzenia sprzed 6 lat. Wówczas do 43-letniego Daniela K. żona wezwała pogotowie. Mężczyzna źle się czuł: miał gorączkę i skarżył się na bóle w klatce piersiowej. Przyjmował także leki na nadciśnienie.
Lekarka po przybyciu na miejsce zdiagnozowała nerwoból, podała leki i zapoznała się z wynikiem badania EKG. Nie wskazywało ono jednoznacznie na niedokrwienie mięśnia sercowego. Zdecydowała więc o pozostawieniu pacjenta w domu. Niestety po kilku godzinach jego stan znacznie się pogorszył. Mimo reanimacji podczas drugiej wizyty pogotowia, Daniel K. zmarł.
Jolancie P. postawiono zarzut nieumyślnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, za które grozi grzywna, kara ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Sąd I instancji skazał lekarkę na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata i zakazał wykonywania zawodu w pogotowiu ratunkowym przez rok. Miała także wypłacić zadośćuczynienie. Sąd Okręgowy jednak wyrok uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Na temat postępowania Jolanty P. wypowiedzieli się biegli z różnych specjalności i z różnych części kraju. Ich opinie w czasie procesu ewaluowały: wydane na papierze często różniły się od przedstawionych osobiście przed sądem. Część stwierdziła, że konieczna była hospitalizacja pacjenta w celu wyjaśnienia niepokojących objawów. Nie uznano jednak, że odczyt wyniku EKG lekarka przeprowadziła błędnie. Zdaniem biegłych kardiologów badanie nie wskazywało, że Daniel K. może mieć zawał.
Sąd uznał, że zgromadzony materiał dowodowy w sprawie nie pozwala uznać Jolanty P. za winną, a opinie biegłych są niejednoznaczne. Żaden z nich nie stwierdził, czy zabranie pacjenta do szpitala niosłoby realną możliwość uratowania mu życia. Wyrok nie jest prawomocny i można się od niego odwołać.
kamila.ausztol@bialystokonline.pl