Sprawa dotyczyła wypadku z 1990 roku. Z ustaleń śledczych wynikało, że pod koniec grudnia Dariusz W. kierował BMW. Mężczyzna, jadąc od strony Al. Piłsudskiego, wjechał w ul. Legionową, gdzie doszło do wypadku. BMW potrąciło dwie osoby, które przechodziły przez oznakowane przejście dla pieszych. Wypadek był tragiczny w skutkach, bowiem w wyniku odniesionych obrażeń głowy po tygodniu zmarł potrącony mężczyzna.
Dariusz W. szybko po wypadku opuścił kraj. Mężczyzna do 2012 r. przebywał w Stanach Zjednoczonych, był ścigany listem gończym. Dopiero w zeszłym roku został deportowany do kraju, gdzie odbył się proces. Sąd pierwszej instancji skazał mężczyzna na 6 lat więzienia. Dariusz W. od początku nie przyznawał się do winy i złożył apelację. Mężczyzna utrzymywał, że sprawcą wypadku był jego ojciec. Problem w tym, że mężczyzna zmarł 10 lat temu.
Oskarżony próbował udowodnić, że nie uciekał przed wymiarem sprawiedliwości, a wyjazd wiązał się z wcześniejszymi planami opuszczenia kraju. Po zatrzymaniu i deportacji do kraju, obrońca Dariusza W. chciał pójść na układ z prokuraturą i zaproponował, że jego klient podda się dobrowolnie karze 2 lat pozbawienia wolności. Gdy śledczy się nie zgodzili, dopiero pojawiła się wersja o ojcu za kierownicą.
Sąd Okręgowy w Białymstoku nie dał wiary zeznaniom Dariusza W. Tym bardziej, że w sprawie zeznawał też pełnomocnik żony śmiertelnie potrąconego mężczyzny. Przywołał on zeznania ojca oskarżonego, z których wynikało, że po wypadku Dariusz W. przyjechał do rodziców uszkodzonym BMW. Szkodę tłumaczył uderzeniem dzikiej zwierzyny w drodze z Warszawy.
Sąd utrzymał w mocy karę 6 lat pozbawienia wolności. Wyrok jest prawomocny.
lukasz.w@bialystokonline.pl