Kibic Jagiellonii Białystok - wraz ze swoimi dziećmi - przekroczył po meczu z Wisłą bramkę prowadzącą na boisko i znalazł się na murawie, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z kapitanem Białej Gwiazdy i zarazem legendarnym reprezentantem Polski - Jakubem Błaszczykowskim. Jak mówi Zbigniew Pypczyński z wydziału ds. bezpieczeństwa Podlaskiego Związku Piłki Nożnej, doszło do złamania regulaminu imprezy masowej oraz złamania regulaminu obowiązującego na białostockim stadionie.
Choć zachowanie sympatyka nie jest zgodne z zasadami bezpieczeństwa obowiązującymi na obiekcie, to jednak w normalnych warunkach przeszłoby ono bez echa. W normalnych warunkach, ale nie w czasach koronawirusa.
W dobie pandemii karę poniesie zapewne opisywany kibic, a być może również podlaski klub, który nie był w stanie utrzymać porządku. Cierpi również sam Jakub Błaszczykowski, który szybko został odizolowany od reszty zespołu i do Krakowa, gdzie następnie przejdzie testy na obecność koronawirusa, udał się w samotności. Niewykluczone, że 34-letni pomocnik opuści z tego powodu kilka treningów.
Podsumowując, powstało zamieszanie, które jest zarazem poważne, jak i śmieszne. Poważne, bo pandemii nie warto lekceważyć, no i miało miejsce złamanie przez fana regulaminu, a śmieszne, ponieważ piłkarz po meczu nie może zbliżyć się do przypadkowego kibica, ale już kilkanaście godzin wcześniej nie ma problemu, by robił on sobie fotkę z dziennikarzem bez maseczki i zachowania dystansu społecznego (zdjęcie z Piotrem Wołosikiem z Przeglądu Sportowego w niedzielę). Ponadto na co dzień zawodnicy również nie są izolowani od reszty świata i nie żyją w "bańce" jak koszykarze z NBA. Robią zakupy, spotykają się ze znajomymi, pewnie też chodzą do kościoła czy do restauracji.
Piłkarze cały czas mają zatem styczność z obcymi osobami i są narażeni na zachorowanie na COVID-19, a mimo to odseparowywanie poszczególnych graczy od reszty zespołu nie jest stosowane, jak to miało miejsce przy okazji poniedziałkowego incydentu.
rafal.zuk@bialystokonline.pl