Na sesję Rady Miasta przyszło kilkoro działaczy Komitetu do spraw referendum dotyczącego prywatyzacji Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Jak twierdzili - chcieli sprawdzić, czy radni słuchają głosów mieszkańców i zaczęli zbierać wśród nich podpisy pod wnioskiem o organizację takiego głosowania. Ich udział w sesji zapowiedział z mównicy radny Rafał Rudnicki z Prawa i Sprawiedliwości. To właśnie z pomysłu jego klubu zaczęto w Białymstoku przygotowania do organizacji referendum.
Natomiast do prowadzącego obrady Włodzimierza Kusaka zwrócił się z prośbą o zakończenie happeningu i wyproszenie z sali agitatorów przewodniczący klubu PO, Zbigniew Nikitorowicz. Mówił, że sala obrad Rady Miejskiej nie może stać się widowiskiem. Całą akcję uznał za wystąpienie polityczne i podkreślał, że agitacja nie powinna być prowadzona w budynkach jednostek samorządu terytorialnego.
Działacze proszący o podpisy uzbierali ich na sesji 6 - wszystkie od przedstawicieli PiS: Rafała Rudnickiego, Agnieszki Rzeszewskiej, Sebastiana Putry, Tomasza Madrasa, Mariusza Gromko, i Kazimierza Dudzińskiego (na sali nie było Kazimierza Romanowskiego). Członkowie Komitetu mówili, że w sumie mają już ich kilka tysięcy. Radni klubu SLD mieli złożyć swoje autografy na listach, na których sami zbierają podpisy.
Aby do referendum ws. prywatyzacji MPEC-u doszło, trzeba zebrać wśród dorosłych białostoczan 22,8 tys. podpisów. Jeśli to nastąpi - głosowanie się odbędzie. Jego wynik będzie ważny, gdy do urn pójdzie 30% uprawnionych, czyli 68,46 tys. osób. Przeprowadzenie referendum będzie kosztować Białystok około 430 tys. zł.
ewelina.s@bialystokonline.pl