Święto Odrodzenia Polski obchodzono z rozmachem, którego przeciętny obywatel nie mógł zaznać na co dzień. Szara rzeczywistość wyglądała zgoła odmiennie – w sklepach brakowało dosłownie wszystkiego. A czego najbardziej? Przypominamy obiekty pożądania w Polsce Ludowej.
Papier wartościowy...
Papier toaletowy - jego brak do dziś pozostaje tajemnicą i przedmiotem wielu rozważań. Fakty są takie, że papieru w sklepach po prostu nie było, co sprawiło, że przez Stefana Wiecheckiego "Wiecha" został on nazwany papierem wartościowym. Żeby papier kupić, trzeba było go najpierw "upolować", a następnie "wystać". A jeśli już się go zdobyło... można było dumnie maszerować przez miasto z girlandami rolek na szyi, które nazywano żartobliwie różańcem lub koralami. Inny żart z tamtego okresu brzmiał: Dlaczego w sklepach brakuje papieru toaletowego? Bo jest w kiełbasie.
Pomarańcze - odświętny towar luksusowy
Jeśli dziś zadalibyśmy młodym ludziom pytanie, co kojarzy im się ze świętami Bożego Narodzenia, odpowiedzi pewnie byłyby różne. Smak karpia? Święty Mikołaj? Kilkadziesiąt lat temu odpowiedź była jedna: pomarańcze. To jedyny i niezapomniany symbol świąt dla obywateli Polski Ludowej. Pojawienie się w sklepach pomarańczy było tak doniosłym wydarzeniem, że o przypłynięciu statku z cytrusami informowały media.
Własne cztery kółka
W okresie PRL systematycznie rósł apetyt społeczeństwa na posiadanie własnych czterech kółek. W latach 60. Bank Pekao uruchomił sprzedaż samochodów Fiat, Renault czy Volkswagen. Nieco później zadanie Banku Pekao przejęły słynne Pewexy. To właśnie tam – oczywiście za dolary – można było zaopatrzyć się nie tylko w lepszy alkohol, dżinsy czy perfumy, ale także w samochód, części do niego i opony.
Zakup opon nie był jedynym problemem zmotoryzowanych. Drugim była benzyna: w 1970 roku paliwo do Fiata 125p kosztowało 6,50 zł za litr. Przyjmując, że średnia pensja wynosiła wtedy 2235 zł, wystarczała ona na ponad 300 litrów benzyny. A ponieważ spalanie dużego Fiata sięgało ok. 10 litrów, za jedną pensję można było przejechać 3400 kilometrów. Tyle, że bardzo często były kłopoty z dostępnością benzyny, przez pewien czas była na kartki.
Wyczekane mieszkanie
Kolejnym towarem deficytowym były mieszkania. Przydział mieszkania następował nawet po kilkunastu latach czekania. Aby w ogóle mieć szansę na swoje lokum, należało najpierw zapisać się do spółdzielni mieszkaniowej. Wydaje się proste, ale kolejki były niebotyczne. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że taki system przydziału mieszkań rodził wiele patologii. Pierwsi na liście byli bowiem nie zwykli obywatele, ale działacze PZPR czy pracownicy Milicji Obywatelskiej. Oczekiwanie na mieszkanie nie oznaczało, że otrzymywało się je za darmo. Popularne były książeczki mieszkaniowe, na które regularnie wpłacano pieniądze.
25 lat minęło...
Pokolenie dzisiejszych trzydziestolatków pamięta czasy PRL, głównie przez pryzmat dzieciństwa – gum Donald, wyrobów czekoladopodobnych, kolorowej oranżady w torebkach i Teleranka. Dla ich rodziców i dziadków te wspomnienia mają więcej wymiarów, zaś dla młodszych – często są tylko odległą historią.
24@bialystokonline.pl