Wyborczy jokerzy. Dlaczego ostatni kandydat potrafi znaleźć się w Sejmie? [ANALIZA]

2023.10.13 12:47
Przed każdymi wyborami w Polsce najwięcej mówi się o liderach list. Tzw. jedynki, gdy tylko ich ugrupowanie przekroczy próg 5 proc. lub przeznaczony dla koalicji 8 proc. - w wielu okręgach, a czasami nawet we wszystkich, często i niemal z urzędu uzyskują mandat. Bywa jednak i tak, że sprawdza się biblijna zasada mówiąca, że „ostatni będą pierwszymi”. O czarnych koniach wyborów - i nie tylko - słów kilka.
Wyborczy jokerzy. Dlaczego ostatni kandydat potrafi znaleźć się w Sejmie? [ANALIZA]
Fot: KP (kolaż)
Dlaczego ostatni na liście bywają wyborczymi jokerami?

Wybory parlamentarne odbędą się już w najbliższą niedzielę. Przed udaniem się do lokalu wyborczego warto poznać nie tylko oficjalne zasady, które określa Konstytucja RP oraz ordynacja wyborcza, ale także te nieoficjalne, które mogą pomóc choć trochę lepiej zrozumieć jak w rzeczywistości rozgrywa się polityczne szachy.

”Jedynki” bez mandatu

Aby na starcie wyprowadzić część wyborców z błędu, należy wspomnieć, że historia zna przypadki, gdy na mocno obsadzonej liście z wysokim rezultatem ogólnym zdarzało się, że „jedynka” do Sejmu się nie dostawała. Jest to wprawdzie trudne do wykonania, ale tak właśnie stało się przed czterema laty w przypadku trojga kandydatów – jednego z PSL-u oraz dwojga z Lewicy. Za każdym razem liderzy list ustępowali miejsca kandydatom znajdującym się oczko niżej i to oni jako jedyni przedstawiciele swoich partii dostawali się do Sejmu z danych okręgów. Działo się to głównie dlatego, że wiceliderzy byli bardziej rozpoznawalni. Na tyle rozpoznawalni, że wyborcy nie uwierzyli w magię tzw. miejsca biorącego.

Ale, ale Aleksandra!

W województwie podlaskim nie doszło wprawdzie do takiej sytuacji w 2019 roku, ale w Sejmie znalazła się za to ostatnia kandydatka na liście. Aleksandra Szczudło (obecnie Łapiak) niewątpliwie wykorzystała charakterystykę okręgu nr 24 w poprzednich wyborach parlamentarnych. Wysoki wynik listy Zjednoczonej Prawicy w regionie – 52, 04 proc. (w całym kraju PiS zdobył 43,59 głosów. Dzięki użyciu metody d'Hondta, która „przekazuje” wyniki wyborcze ugrupowań znajdujących pod progiem - w największych proporcjach - przede wszystkim zwycięskim partiom, podlaska lista PiS-u ostatecznie zdobyła 57,14 proc., co dało aż 8 z 14 mandatów do obsadzenia w województwie podlaskim. Dla porównania, w najmniejszych okręgach wyborczych w Polsce do wzięcia jest zaledwie 7 mandatów wydzielanych z grona wszystkich startujących partii. Z kolei w Senacie obowiązują tzw. JOW-y. Zasada jednomandatowych okręgów wyborczych – jak sama nazwa wskazuje – pozwala na uzyskanie mandatu przez tylko jednego posła w całym okręgu. Słowem – zwycięzca i to niekoniecznie posiadający poparcie którejś z partii, bierze wszystko. W województwie podlaskim takich JOW-ów mamy 3.

Wróćmy do pani Szczudło. Ta nie uzyskała jednak wyniku dającego ostatni – ósmy mandat. Dobrze przeprowadzona kampania przez polityk ówczesnej Solidarnej Polski, a szczególnie obecność w wielu miejscach regionu, poskutkowała szóstym rezultatem. Plecy debiutantki oglądali doświadczeni parlamentarzyści – Jacek Żalek oraz Mieczysław Baszko. Pierwszy, a właściwie siódmy uzyskał wprawdzie tylko 81 głosów mniej, ale już posłowi z Sokółki zabrakło aż 1162 krzyżyków skreślonych przy swoim nazwisku, by posłance dorównać.

Walka nie tylko o mandat

Dzisiaj już wiadomo, że posłanka Aleksandra Łapiak, podobnie jak jej „sąsiad” Jacek Żalek, może już odliczać dni do zakończenia IX kadencji Sejmu, niczym uczeń do końca roku szkolnego. W 2023 roku nie znalazła się na liście kandydatów, ale wspiera swojego kolegę z Suwerennej Polski, który również z ostatniego miejsca postanowił uczynić swój atut. Wydaje się, że Sebastian Łukaszewicz ma nieco łatwiejsze zadanie. Jest wicemarszałkiem województwa podlaskiego, a jego podobiznę bez problemu można znaleźć na terenie całego województwa. Są to nie tylko klasyczne plakaty, ale także ogromne bannery, a nawet... makiety przedstawiające dosłownie sylwetkę kandydata. Po intensywności kampanijnych działań Łukaszewicza można odnieść wrażenie, że stara się nie tylko o mandat, ale wręcz o rezultat dający mu supremację wśród podlaskich posłów PiS-u, którzy są już najczęściej doświadczonymi parlamentarzystami.

WIĘCEJ W ARTYKULE:
https://www.bialystokonline.pl/grzechy-kampanii-nie-tylko-jacek-sasin-nagina-przepisy-i-umieszcza-reklamy-przy-jezdni,artykul,138591,1,1.html

Znany głos chce dostać dużo głosów

Z pewnością mniej funduszy na kampanię wyborczą przeznaczył z kolei kandydat zamykający podlaską listę Koalicji Obywatelskiej. Plakaty z wizerunkiem Jerzego Kułakowskiego są obecne w przestrzeni publicznej, szczególnie w Białymstoku, ale dziennikarz Polskiego Radia Białystok liczy przede wszystkim na rozpoznawalność swojego głosu. Ten jest znany na Podlasiu doskonale. Głównie dzięki transmisjom sportowym, a szczególnie meczom Jagiellonii Białystok, które od wielu lat Kułakowski komentuje. A właściwie komentował, ponieważ na czas kampanii wyborczej zawiesił swoją działalność w najpiękniejszym zawodzie świata, jakim jest dziennikarstwo. Wcześniej, kandydat PO nie udzielał się politycznie. Jest absolutnym debiutantem w tej dziedzinie.

Jak poszło w 2019 roku jego odpowiednikowi? Tomasz Cimoszewicz nie dostał się w sejmowe ławy, chociaż miał już parlamentarny staż w poprzedniej kadencji Sejmu. Z pewnością jego nazwisko, które nosi po swoim ojcu Włodzimierzu – byłym premierze, jest bardziej kojarzone z lewicą. W wyborczym wyścigu ustąpił miejsca kolegom z listy: Krzysztofowi Truskolaskiemu, Robertowi Tyszkiewiczowi oraz Eugeniuszowi Czykwinowi. Nazwisko ostatniego z nich wprawdzie również może nasuwać lewicowe konotacje, ale ów poseł jest akurat bardzo doświadczonym parlamentarzystą i dlatego trudno czynić tutaj sprawiedliwe porównania.

Warto wspomnieć, że wynik Cimoszewicza nie był wcale taki zły. Uzyskał 6 828 głosów. To piąty rezultat z całej wojewódzkiej listy Platformy Obywatelskiej w 2019 roku. Niewątpliwie w razie zwycięstwa jego ugrupowania, mógłby wtedy liczyć na równie szczęśliwy finał jak w przypadku Aleksandry Szczudło.

Przetasowania także na szczycie

Odnotować należy także wysoką przewagę „dwójki” nad ówczesnym liderem listy, dlatego teraz panowie Truskolaski i Tyszkiewicz zmienili miejsca na liście podlaskich kandydatów politycznego tworu o zmienionej nazwie - Koalicja Obywatelska. Truskolaski jej przewodzi, Tyszkiewicz wystartuje z numerem 3.

Podlaskich wyborców i komentatorów lokalnej polityki może też ciekawić końcowy rezultat wyścigu Jacek Sasin vs Dariusz Piontkowski. Lider podlaskiego PiS-u, a zarazem wiceminister edukacji narodowej przed czterema laty jako „jedynka” Zjednoczonej Prawicy w swoim okręgu, uzyskał zdecydowanie najwyższy wynik w całym województwie podlaskim. 63878 głosów to imponujący rezultat, szczególnie jeśli zauważymy że kolejnego kandydata o wysokim poparciu (Jarosława Zielińskiego) pokonał aż o 23 786 głosów. Mimo tak wysokiego mandatu społecznego, Piontkowski wylądował w 2023 roku dopiero na miejscu nr 6. Czy Jacek Sasin, który dopiero od niedawna odwiedza regularnie Podlasie, będzie w stanie znacząco wyprzedzić swojego kolegę z rządu? Tego dowiemy się już w najbliższą niedzielę lub najpóźniej w poniedziałek.

Trzecia Droga również na końcu z marszałkiem

Więcej wiedzieć będziemy także o wyniku Stefana Krajewskiego z PSL-u. Jest on jedynym posłem z grona kandydatów na podlaskiej liście Trzeciej Drogi, ale z racji na większą rozpoznawalność Szymona Hołowni z Polski 2050 i ogólne ustalenia koalicyjnych formacji co do miejsc parzystych i nieparzystych na liście, musiał ustąpić. Do wyborów startuje jako nr 2. Wspólne zestawienie kandydatów Polski 2050 i PSL-u zamyka Jerzy Leszczyński. Doświadczony 62-letni polityk w latach 2015-2018 był marszałkiem województwa podlaskiego, dzisiaj z kolei jest radnym Sejmiku.

Powróćmy po raz kolejny do 2019 roku. Wówczas Polski 2050 nie było jeszcze na politycznej mapie Polski, dlatego pochylimy się nad wyborczymi losami PSL-u. Otóż ostatni na podlaskiej liście był Mikołaj Janowski i zajął on szóste miejsce, choć bez mandatu, ale tutaj również sprawdziła się tendencja, że zamykanie zestawienia kandydatów do Sejmu, na Podlasiu często zapewnia wynik w okolicy 5-6. miejsca, jeśli stworzy się powyborczy ranking poparcia dla wszystkich kandydatów z danej listy.

Ostatni na liście często towarzyszy „jedynce”

Żelaznym liderem listy Lewicy w okręgu nr 24 jest urzędujący poseł Paweł Krutul. Według przewidywań obserwatorów, jeśli ktoś z tej listy dostanie się do Sejmu to będzie to właśnie lider listy. I tutaj po raz kolejny przywołujemy metodę d'Hondta, która działa odwrotnie niż Janosik, ponieważ zabiera biednym i daje bogatym. W 2019 roku Lewica uzyskała na Podlasiu poparcie w wysokości 9,09 proc., natomiast przełożyło się to na 7,14 proc. mandatów. Prawo i Sprawiedliwość owa metoda wzmocniła, a mniejsze partie osłabiła. Podobno ma to pomagać w łatwiejszej organizacji większości sejmowej przez zwycięską partię i dlatego na potrzeby polityczne stosuje się tutaj matematykę w sposób kreatywny.

W niedzielę podlascy wyborcy Lewicy będą mogli oddać głos na Andrzeja Aleksiejczuka. W tym przypadku ostatni na liście często występuje w towarzystwie lidera listy. Nie jest to wcale tak często spotykane, ponieważ nierzadko zamykający zestawienie kandydatów bywają niezależni od partyjnych powiązań, zwłaszcza gdy ich doświadczenie polityczne jest niewielkie lub zerowe. Wtedy czołowi działacze partii niekoniecznie biorą ich jawnie pod swoją opiekę.

Aleksiejczuk z pewnością chciałby co najmniej powtórzyć wynik swojego vis-a-vis z 2019 roku. Znany m.in. z pracy dziennikarskiej Wojciech Koronkiewicz zdobył wówczas 7641 głosów, co było już nie piątym czy szóstym, ale aż trzecim rezultatem zdobytym przez kandydata Lewicy. Mniej głosów otrzymał choćby ostatni na liście drugiej największej partii, czyli PO Tomasz Cimoszewicz, o czym powyżej już pisaliśmy. Z kolei aktualny nr 28 na liście Koalicji Obywatelskiej przecież też jest dziennikarzem i podobnie jak Koronkiewicz również chce być - jak mawiają Anglosasi - „last but not least”, czyli ostatnim, ale nie mniej ważnym.

Kandydat w zbroi

Podlaska lista Konfederacji w niedzielnych wyborach dzieli się na lidera i „resztę świata”. Lidera rozpoznawalnego w całej Polsce, ponieważ Krzysztof Bosak jest współprzewodniczącym krajowych struktur partii. Podobnie jak Jacek Sasin, startuje z pierwszego miejsca w okręgu, w którym do tej pory nie był aktywny. Wiele jednak wskazuje, że w razie dostania się jego ugrupowania do Sejmu, ten uzyska na tyle wysoki wynik, że po raz trzeci uzyska mandat poselski. Robert Winnicki (obecnie żegna się z sejmowymi ławami) przed 4 laty w województwie podlaskim uzyskał 22 639 głosów, co było bardzo dobrym wynikiem jak na najmniejsza formację parlamentarną. Bosak wydaje się politykiem o jeszcze większej rozpoznawalności m.in. dzięki startowi w wyborach prezydenckich w 2020 roku.

Listę kandydatów w 2019 roku zamykał Maciej Stypka. 903 głosy dały mu rezultat... nr 6. Także i tu sprawdziła się więc niepisana zasada, że ostatnia pozycja ostatecznie plasuje osobę aspirującą do Sejmu wyżej niż ponad 20 kolegów i koleżanki, którym przydzielono wyższe numery na liście.

W tym roku takim „jokerem” Konfederacji ma być Dariusz Wasilewski. Jest to kolejna barwna postać, która zamyka wyborczą listę na Podlasiu. Na plakatach widnieje nierzadko w husarskiej zbroi, głosząc że jest „ostatnim na liście, ale pierwszym w boju”. Nie jest to jednak przypadkowe przebranie – Wasilewski od lat jest promotorem wiedzy o polskiej husarii i często prowadzi imprezy o charakterze historyczo-patriotycznym, gdzie jeżdżąc na koniu prezentuje ciekawostki i najważniejsze informacje dotyczące polskiego oręża sprzed kilku wieków. Ostatni na podlaskiej liście najmniejszego sejmowego ugrupowania głosi też, że jest „silnym człowiekiem na trudne czasy”. Czy aż tak silnym jak kulturysta Marian Kowalski, który w 2015 roku startował z identyczną dewizą w wyborach prezydenckich? W razie gdyby zabrakło mu sił, Wasilewski nie powinien się martwić, ponieważ jako były dyrektor podlaskiej Kasy Chorych (nie mylić ze słynnym zespołem bluesowym) mówi o sobie jako o ekspercie z dziedziny zdrowia.

Magia ostatniego miejsca – prawda czy mit?

Powyższe zestawienia bazujące tylko na statystykach sprzed 4 lat i tak wydają się wiele mówić o tzw. magii ostatniego miejsca. Pomimo, że owa pozycja nie jest takim gwarantem największego sukcesu wyborczego, czyli otrzymania mandatu do zasiadania w Sejmie RP, jak w przypadku większości „jedynek”, to jednak pomaga przynajmniej uplasować się w czołówce wyborczych rezultatów na niemal każdej z list. Z pewnością osoby, które proszą o otrzymanie numeru 28, bo taki właśnie przypada ostatniemu kandydatowi, nierzadko podejmują pewne ryzyko, ale i tak mają większe szanse od tych, którym przypadły lokaty 5-27. Tak więc ostatni niekoniecznie będą pierwszymi, ale każdy z nich może po cichu liczyć na zostanie mniejszym lub większym, ale wciąż „czarnym koniem” wyborów.

Kamil Pietraszko
24@bialystokonline.pl

1856 osób online
Wersja mobilna BiałystokOnline.pl
Polityka prywatności | Polityka cookies
Copyright © 2001-2024 BiałystokOnline Sp. z o.o.
Adres redakcji: ul. Sienkiewicza 49 lok. 311, Białystok, tel. 85 746 07 39